Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Don't worry, be happy.

Pewnie większość z nas zna tą piosenkę, która powstała bez użycia jakichkolwiek instrumentów, jeśli aparatu mowy nie nazwać instrumentem. Ostatnio gdy słyszałem ją w radio mój kulawy jeszcze nieco angielski pozwolił mi zrozumieć ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej tekst nakazuje nam nie przejmować się problemami. Ilu z nas jest nieszczęśliwych i to bez większego powodu? Ile osób załamuje ręce w strachu przed nadchodzącą maturą, patrząc w lustro lub będąc samotnym? Ilu z was zastanawia się: "Co ze mną nie tak?". Właśnie to! Zmień nastawienie kobieto/mężczyzno. Zakładam, że większość z nas zna osobę, która regularnie popala marijuanę. Nie mówię tutaj o nałogowym ćpaniu (w ogóle trudno jest nałogowo ćpać marijuanę), tylko o rekreacyjnym przypalaniu od czasu do czasu. Te osoby mają jedną piękną zaletę - nie przejmują się niczym, co ich bezpośrednio nie dotyczy, i mam tutaj na myśli naprawdę radykalne znaczenie słowa "bezpośrednio". Podejrzewam, że ci ludzie są gru

Brzydki jak bezgwiezdna noc

Pisałem już o tuszy, teraz czas na urodę, czyli zasadniczo najbardziej kompleksogenne zjawisko spośród zjawisk, których istnienie stwierdzono. Panie i panowie - żadne z Was nie jest brzydkie! Ktoś, kto od dzieciństwa słyszy, jakim paskudnym stworem jest, pewnie mnie wyśmieje. "Jak to? Ja? Niebrzydki? Spójrz na mnie". Owszem, mogę spojrzeć. Nie jesteś brzydki/a, po prostu mi się nie podobasz. I kilku osobom jeszcze. Lecz nie martw się tym - Twoim przeznaczeniem jest podobać się tylko jednej osobie na świecie. Więc jakie znaczenie ma zdanie tysiąca innych osób? I czemu wszyscy tak się tym przejmujecie? Wiele lat żyłem ze świadomością, że mój wygląd może posłużyć jako środek wymiotny lub lek na zatwardzenie i ludzie, głównie płeć teoretycznie piękna, dobitnie i dosadnie mnie w tym przekonaniu utwierdzali. Do czasu, aż spotkałem moją kobietę. Wówczas zastanowiłem się - czy aby na pewno jestem tak szpetny, jak o sobie myślałem? A jeżeli nie - to czemu tak mi wmówiono? Jeżeli za

Dupę wysoko nosi...

...bo nogi aż do Nieba. Który z nas, panowie, nie zna takiej dziewczyny lub kobiety... Słuchając piosenki Patricka Swayze "She's like the wind", zastanowiłem się nad "wyższą ligą dziewczyn". Panowie, ona nie istnieje! Istnieją za to dziewczyny, które lubią tak o sobie myśleć. Czemu tak myślą? Dodaje im to pewności siebie, jak makijaż. Używają najdroższych kosmetyków, chodzą do najlepszych fryzjerów, kupują modne ciuchy i kręcą tyłkiem na korytarzu jak, nie przymierzając, na wybiegu w kiecce od Armaniego. Panuje powszechne przekonanie, że każdy facet może mieć każdą kobietę (cytując za Alex'em Hitchens'em z filmu "Hitch"). Owszem. Tak jest. Przykładem tego zjawiska, choć wyreżyserowanym, jest ten filmik: http://www.youtube.com/watch?v=_fhRhyAhrYI Zalecam również przeczytanie dowcipu zamieszczonego w opisie pod nim. Brutalnie i ironicznie obrazuje przekaz filmiku. Takie dziewczyny są pełne paradoksów. 1. Nie patrzą na porządnych facetów

Ciemnotą łatwiej rządzić v. 3, czyli Belfer w akcji

Zgodnie z obietnicą miało być coś o postawie nauczycielskiej...i oto jest. O zgrozo! O dziwo, nauczyciele w dzisiejszych czasach niekoniecznie uczą. Na pewno nie wszyscy. W czym tkwi problem? Problemów jest kilka: 1. "Jestem dobry z matmy, zostanę nauczycielem" - i tu możesz się mylić, drogi nauczycielu. Możesz być dobrym matematykiem, ale czy będziesz umiał tą wiedzę przekazać? Ktoś, kto słabiej zna matematykę, a potrafi dobrze tłumaczyć, lepiej jej nauczy grupę 30 osób, niż Ty. To nie studia, nie wykład, gdzie wiedzę się po prostu wykłada, robi egzamin i ma wszystko w dupie. Potem ktoś przez resztę życia niczego nie umie z danego przedmiotu, bo nauczyciel nie potrafił tego wytłumaczyć. Coś, co dla dobrego matematyka jest oczywiste, nie jest takie oczywiste dla kogoś słabszego. 2. "Mój przedmiot jest najważniejszy! " - "...dlatego dowalę Wam milion zadań domowych, no bo przecież inni nauczyciele nic wam nie zadają/macie ferie/mam taką ochotę". W kons

Hipokryzja pod znakiem krzyża

Czy ktoś z Was, zakładam, że w większości choć trochę wierzących, choć raz nie miał ochoty iść do kościoła, czyż nie? Zgadzam się z Wami, jest kilka irytujących drobiazgów w nabożeństwie kościelnym, jak np. świętojebliwe starsze panie gotowe zabić za miejsce w pierwszej ławce, narzekanie rodziców: "Jak to nie idziesz? Zbieraj się!" oraz stałe opłaty, niczym abonament. moim zdaniem najbardziej irytującą rzeczą jest sam fakt istnienia kościoła jako budynku. Komuś może to brzmieć jak bluźnierstwo, ale dla kogoś wiedzącego kapkę więcej, niż statystyczny klerykalny ignorant, jest jasne, że Bóg nie chce istnienia kościołów. Jego tworem jest nasza wiara w Niego, ale budynki, w których się gromadzimy co niedzielę, to już w 100 % działalność człowieka. W Piśmie Świętym jest napisane: "Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebowa

Klucz do debilizmu

Polska edukacja nie podoba mi się ogólnie, ale tym razem skupię się na istocie klucza odpowiedzi. Za czasów mojej obowiązkowej edukacji klucz odpowiedzi był cennym nabytkiem przed konkretnym sprawdzianem umiejętności bojowo-intelektualnych. Potem jednak przyszła matura i tak ochoczo wykorzystywany wcześniej klucz stał się utrapieniem. Chodzi mi tu zwłaszcza o maturę z języka polskiego, którą zdałem na niewiele ponad 50 %. Zdane? Zdane, ok, ten fakt mnie cieszy. Martwi mnie jednak fakt, że osoba, która w 3-ciej klasie liceum ukończyła pisanie powieści, a z wypracowań tak po polsku, jak i po angielsku przez cały okres edukacji miała 5 (raz 3-), maturę zdaje na 3 (oceniając starym systemem). Martwi mnie także, że: - minister edukacji Krystyna Szumilas zadanie z j. polskiego na poziomie podstawówki rozwiązuje w połowie błędnie i nie otrzymuje punktu za poprawność językową wg klucza odpowiedzi, - autor tekstu, który pojawił się na pisemnej maturze z polskiego w 2013 r., doktor fizyki, To

Odchudzanie moje panie

Dzisiaj mam ochotę skupić się na mitach dotyczących odchudzania. 1. Po pierwsze i najważniejsze - żadna z Was nie musi się odchudzać! Naprawdę, nie musicie mieć płaskiego brzucha, małego tyłka i BMI poniżej 20. Serio. Facet, który Was pokocha nie będzie miał niczego przeciwko temu, co więcej, pokocha również każdy kawałek Waszego ciała. Jeżeli pracujecie nad swoją sylwetką, to tylko i wyłącznie dla siebie. Zdanie: "Muszę schudnąć" nie ma większego sensu. Musicie? A któż wam każe? Zamiast tego możecie powtarzać: "Chcę schudnąć", to już będzie bliżej prawdy. Skąd ta myśl? Stąd, że jeżeli już chcecie się brać za siebie, to powinnyście porzucić presję, stres i wymaganie związane ze słowem "muszę". To będzie Wam tylko przeszkadzać. Zaczniecie coś robić, a efektów nie będzie (bo na nie zawsze trzeba cierpliwie czekać). Wtedy poczucie porażki, płacz i zapychanie żalu czekoladą, a po wszystkim powtarzanie: "Ja nie mogę schudnąć". 2. "Nie mogę sc

Jak podbić świat...?

Kto by nie chciał władać światem? Wszystko moje, wszystko się mnie słucha, wszystko jest pod moją kontrolą - spełnienie marzeń egoisty. Póki co nikomu się nie udało. Podboje były celem władców w zasadzie od momentu powstania państw jako takich. Kiedy królowie zrozumieli, że czegoś im brakuje - surowców, robotników, kobiet - zamiast się dogadać z sąsiadem, woleli mu włoić i zagarnąć jego zasoby. W historii widzimy wiele prób podboju świata. Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Persowie, Egipcjanie, Napoleon, Hitler itd. Niemalże każdy bardziej przedsiębiorczy i rzutki monarcha miał chrapkę na sąsiednie terytoria. Podbojami były również ekspansje kolonialne. Jak tylko europejczycy zrozumieli, że za wielką wodą jest coś więcej niż wielka woda, od razu zapragnęli to zagarnąć. mamy na ten temat sporo filmów i publikacji, choć moją ulubioną pozostaje "Pocahontas". To bajka dla dzieci, ale zaślepienie i chciwość kolonizatorów widać tam bardzo wyraźnie. Swoją próbę mieli również muzu

Komercja...wszędzie komercja

Dzisiaj mam ochotę napisać o serwisach typu Demotywatory, Mistrzowie, Komixxy, Kwejk itp. Że nie wspomnę na wstępie o dziesiątkach podróbek Demotywatorów. Problem tkwi gdzie indziej. Nie wiem, czy to nasza kraj jest tak magicznie skonstruowany, czy wszędzie tak jest, ale te serwisy zostały dotknięte przez komercję. Ktoś ma z tego hajs, z prowadzenia tych witryn, i bardzo się z tego cieszy. Prowadzi to do tego, że dla kasy i znajomości nieznacznie wypaczamy ideę tego serwisu. Czego ofiarą notabene padłem. Załóżmy, że coś Cię bawi, irytuje lub odkryłeś coś ciekawego. Pomyślałeś/aś, że podzielisz się z tym na Demotywatorach. Ślęczysz 15 minut i tworzysz demota doskonałego tak, żeby mucha nie siadła na monitorze, dodajesz i jesteś z siebie dumny/a. Początkowo oceny są pozytywne, ale tych ocen jest za mało i świetny demot ląduje w archiwum. Co za szkoda... Następnego dnia widzisz na Głównej demot o takiej samej ocenie jak Twój. Przypadek? Badasz profil użytkownika, który go dodał i okazu

"Ciemnotą łatwiej rządzić" v. 2

Już omawialiśmy główne zagadnienia tego nurtu pseudoedukacyjnego, który ma nas nauczyć dosłownie niczego i wspiera nas w zostaniu baranami. Teraz przyjrzymy się polskiemu szkolnictwu, które nakierowane jest na kształtowanie debili, którzy nic nie potrafią, czyli de facto realizują założenia polityki, że ciemnotą łatwiej manipulować. Nasza faktyczna edukacja kończy się gdzieś przed gimnazjum, kiedy znamy już wszystkie literki i jako tako potrafimy je składać w zdania, umiemy dodawać i odejmować, a nawet w szczególnych przypadkach mnożyć i dzielić, znamy strony świata i podstawowe gatunki zwierząt. Potem następuje regres w naszej wiedzy i umiejętności samodzielnego myślenia, zjeżdżamy na dno po intelektualnej równi pochyłej, która zowie się gimnazjum. Po co powstało gimnazjum? Tego nikt nam nie powie, po co tak naprawdę powstał ten szczebel w edukacji. Władza, w której interesie to leży, wykorzysta zapewne umysły elokwentnych i kreatywnych ludzi i z dumą ogłosi, że "nastąpiła ref

Aby wyjść na PLUS czyli rozbój w biały dzień, v 2.0

Tym razem post może być chaotyczny, gdyż piszę w stanie wzburzenia. Dzisiaj między godziną 9:00 a 11:00 zablokowano mi konto. Jestem 13,34 zł na minusie. Nie mogę puścić sygnału, nie mogę korzystać z internetu pomimo darmowego pakietu, nie mogę nawet zadzwonić do Biura Obsługi Klienta, żeby to wyjaśnić. Na tą chwilę złożyłem reklamację za pośrednictwem wyjątkowo uprzejmej pani, która nie kazała mi kończyć rozmowy tylko dlatego, że jestem użytkownikiem telefonu, a nie właścicielem. Oprócz tego dodałem post na tablicy sieci Plus na oficjalnym ich profilu na Facebooku. Załączam screen tego posta na potwierdzenie moich słów: http://oi36.tinypic.com/2ykchsk.jpg Na screenie nie widać moich komentarzy, które najprawdopodobniej zostały usunięte, a które znajdują się w moim dzienniku aktywności. Screen poniżej. Ktoś widocznie nie życzy sobie niepochlebnych opinii. http://oi37.tinypic.com/2h4kbw5.jpg A żeby zabezpieczyć się na przyszłość, zablokowano mi możliwość dodawania postów na ta

Rozbój w biały dzień

W niedzielę byłem z ojcem mojej dziewczyny w jednym z "polskich" wielkopowierzchniowców, który oferuje gówniane towary w superniskich cenach. Niskie ceny, wszystko na miejscu, kasjerki wyganiają, gdy wybije godzina zamknięcia sklepu, bo muszą zamknąć automatycznie rozsuwane drzwi. W takich sklepach, w szale zakupów trzeba być bardzo uważnym. Polak potrafi i objawia się to tym, że wszędzie, gdzie wchodzi w grę kasa (a raczej jej wydarcie od klienta), dąży do oszwabienia niczego nieświadomego konsumenta. Tym lepiej, jeśli konsument się nie połapie. Znaczyłoby to, że klienta będzie można oszwabić jeszcze wiele razy. Na czym polega trik? Nad produktem umieszczona jest cena. Niekoniecznie jednak jest to rzeczywista cena za produkt. Dodatkowo regulamin prawdopodobnie zawiera zapis w stylu: "Cena podana obok produktu może nie odzwierciedlać rzeczywistej naliczanej wartości danego towaru". Lub, że może być nieaktualna. Czym to owocuje? Ano tym, że pobieżnie szacujemy wa

Si vis pacem para bellum

Wielu z nas zna ten cytat. Wielu innych wie, że oznacza on: "Kto chce pokoju niech szykuje się do wojny". Czemu go przytaczam? Czuję się w obowiązku napisać, co sądzę o ostatnich wydarzeniach na Półwyspie Koreańskim. Dla niewtajemniczonych i niezorientowanych - Korea Północna grozi wojną swoim południowym sąsiadom. Co na to świat? Oh, są oburzeni. ONZ pewnie trzeszczy w posadach od oburzenia. Podobnie USA. I na tym chyba koniec. Przynajmniej jako statystyczny obywatel wielkiego przyjaciela Stanów Zjednoczonych takie odnoszę wrażenie. Najpierw garść historii. W 1946 r. p wystąpieniu Winstona Churchilla, byłego premiera Wlk. Brytanii (słynna "żelazna kurtyna") zaczyna się zimna wojna. Polega ona na niemej rywalizacji Zachodu i Wschodu, kapitalizmu i komunizmu. Był to głównie wyścig zbrojeń i rywalizacja o strefy wpływów. My, Polacy, mieliśmy to nieszczęście, że alianci oddali nas pod troskliwą opiekę towarzysza Stalina, żeby broń Boże nie skierował swoich roszczeń p

Kabaret zwany piłką nożną

Pisze tego posta w kilkadziesiąt minut po tryumfie naszych orłów nad zespołem piekarzy i kelnerów. Polska wygrała 5 - 0. Jestem szczerze zawiedziony. Nie dlatego, że powinno być 10 - 0, jak krzyczały media ani nie dlatego, że Polacy nadal grali jakąś śmieszną karykaturę futbolu. Jestem zawiedziony faktem, że San Marino...przegrało. Czyżbym nie był patriotą? Ależ skąd, jestem nim nadal. Skąd więc moja żądza porażki naszych reprezentantów? Otóż przegrana z ostatnim w rankingu FIFA zespołem byłaby zimnym prysznicem dla polskiej piłki. Czas na zmiany nie tylko na stanowisku prezesa PZPN. Ta jedna się udała, pan Zbigniew sprawuje się dzielnie, ale polska piłka wymaga jeszcze dużo pracy.Ktoś może się zastanawiać - jakim cudem w 38-milionowym państwie nie można znaleźć 23 ludzi dobrze kopiących piłkę? Dla porównania - ludność Polski to (wg Wikipedii)  38 415 284 a ludność kraju oczko wyżej na liście najludniejszych państw, Argentyny, to 42 192 494. Różnica to ok. 4 mln, a chyba nie muszę mów

Śmiech na sali...

...czyli poradnik jak przepie***lić 100 mld unijnej pomocy w taki sposób, żeby się maksymalnie obłowić, a żeby w kraju nic zasadniczo się nie zmieniło. W swojej najnowszej perspektywie budżetowej UE przewidziała 100 mld € dla naszego jakże ubogiego kraju. Premier uznał, iż jest to niebywały sukces. Owszem, zgadzam się z nim. 100 mld € to naprawdę dużo pieniędzy. Zastanawiającym jednak jest fakt, że nasz kochany premier jeździ po Polsce i pyta nas (tak jakby nasze zdanie miało jakieś znaczenie): "Na co wydać te pieniądze?". Jakież to ironiczne. Człowiek, który powinien wiedzieć, co w naszym kraju wymaga poprawy, nie wie, na co wydać taką kasę. Więc, Panie Premierze, będę tak dobry i Panu pomogę: - Służba Zdrowia . Zadłużone szpitale, kilkumiesięczne i kilkuletnie kolejki do specjalistów i zaniedbywanie pacjentów musi się skończyć. W Polsce na więźnia, kryminalistę na bakier z prawem dziennie państwo wydaje ok 80 zł. Na pacjenta - 8 zł! Pacjenci muszą płacić za telewizję, po

"Ciemnotą łatwiej rządzić"

Te znamienne, w odniesieniu do polskiego systemu edukacji, słowa wypowiedział nie kto inny, a Józef Stalin. Wielu może się oburzyć na ten cytat, no bo jak można cytować człowieka odpowiedzialnego za śmierć (źródła różnie podają) kilkudziesięciu milionów ludzi? Otóż można, bo czyż nie miał on racji? Wiedza to władza. Posłużę się prostym przykładem sprzed 4 tysięcy lat. Starożytny Egipt. Egipscy kapłani byli bardzo rozgarniętymi ludźmi, dysponowali rozległą wiedzą z dziedziny matematyki czy astronomii. Wiedzieli, kiedy będzie miał miejsce wylew Nilu, który był zbawienny dla egipskiej gospodarki. Potrafili też przewidzieć zaćmienie Słońca. Wyobrażacie sobie przerażenie ludu w momencie, gdy "bogowie zabierają Słońce"? "A przecież kapłan powiedział - pokutujcie za grzechy względem bogów i władcy, albowiem grzesznym odebrana będzie światłość dnia". Tym sposobem kapłani zdobywali posłuszeństwo rzesz nieświadomych ludzi, posługując się zjawiskiem, które tak czy inaczej by

Otwórz uszy

Taka refleksja mnie naszła dzisiaj, kiedy w radio (tego wyrazu się nie odmienia) usłyszałem tą piosenkę: http://www.youtube.com/watch?v=KK5YGWS5H84 Lubię ją i zapewne nie tylko ja. Czy jednak wiecie, o czym ona opowiada? Otóż opowiada ona historię człowieka, który napisał tą piosenkę: http://www.youtube.com/watch?v=T1Ond-OwgU8 Czy chodzi mi o Elvisa? Nie, to byłoby zbyt proste, nieprawdaż? Chodzi mi o jej PRAWDZIWEGO autora, którym jest Carl Perkins. Można o nim przeczytać tutaj, żeby nie było, że zmyślam: http://en.wikipedia.org/wiki/Walking_in_Memphis Jeśli ktoś jest zbyt leniwy lub nie zna dobrze angielskiego, to streszczę. Carl Perkins jest autorem piosenki "Blue suede shoes", ale w drodze do studia nagraniowego nawalił mu samochód i to cover Elvisa zyskał sławę. Wielu uważa Elvisa za jej autora. Podobnie sytuacja ma się z mniej lub bardziej znaną piosenką "I'm a bitch, I'm a lover": http://www.youtube.com/watch?v=eAjNVKtQHAY Nawet YouTube

Brum brum

Dzisiaj jak szanujący się krytyk, omówię zagadnienie, o którym nie mam bladego pojęcia. Nigdy jednak nie jest za późno na dokształcanie się, więc może przy okazji się czegoś sam nauczę. Tym zagadnieniem jest cud technologiczny - samochód. Mówi się, że człowiek wynalazł samochód do ucieczki przed Chuckiem Norrisem. I że Chuck Norris wynalazł wypadek samochodowy. To żart, w moim wykonaniu wręcz suchy, jak baki samochodów najuboższych ich posiadaczy. Mnie się dobrze z tego śmiać - w naszym cudownym kraju nie stać mnie nawet na prawo jazdy. Stać mnie jednak na kilka słów prawdy. Wiele osób przymusowo garażuje swoje maszyny, mówiąc: "A co? Naszczam do baku?". Pewnie nie wiedzą, że w praktyce taka idea jest możliwa. Mocz w większości składa się z wody, a silniki na wodę już istnieją. Oddawanie moczu do baku zatem daje nam szansę, by ruszyć naszą furę. W praktyce oznaczałoby to pewnie rychłą śmierć silnika, niestety. Idea samochodu na wodę jest bardzo stara. Jakież to byłoby zb

Ekologia?

Tym razem omówimy zagadnienie ekologii . Lub też pseudoekologii, jak lubię to zjawisko nazywać. Słysząc: "Ekologia", większość z nas myśli o ochronie środowiska, dbaniu o miejsce do życia dzikich zwierząt, o lekcjach przyrody w podstawówce, lub, idąc dalej tym tropem, o wakacjach na łonie natury itd. Ograniczonej intelektualnie części społeczeństwa skojarzy się zaś z ekonomią. Czym w rzeczywistości jest ekologia? Słownik języka polskiego, który mam w domu, a który widział lądowanie człowieka na Księżycu, stan wojenny i obrady Okrągłego Stołu, podaje, iż ekologia to "dział biologii badający związek warunków zewnętrznych z życiem organizmów roślinnych i zwierzęcych". Można też usłyszeć, iż są to wszelakie dążenia do dbania o środowisko naturalne i życie w zgodzie z Matką Naturą. Owszem, oficjalnie tak to wygląda. A nieoficjalnie? Ekologia to gruba kasa. Poniżej przedstawię 4 główne mity dotyczące obecnej propagandy ekologii: * globalne ocieplenie - owszem, występu

Planowane postarzanie produktu

Otwierania oczu ciąg dalszy. Zakładam, że jakikolwiek zbłąkany internauta, który trafił na mój blog i czyta tytuł posta, widzi te słowa pierwszy raz. No może oprócz tych nielicznych, którym dane było otworzyć oczy. O tym, jak mało osób wie o istnieniu owego zjawiska, świadczy fakt, że moja pani promotor, doktor habilitowany ekonomii, pierwszy raz słyszała o tym... ode mnie. Powiedziałem, że chciałbym pisać o tym pracę dyplomową, a ona pyta: "A co to takiego?". Z jednej strony rozbawił mnie fakt, iż, można rzec, zagiąłem kogoś o wiedzy znacznie szerszej niż moja. Z drugiej jednak przeraziło mnie to, jak mało ludzi, którym nawet ekonomia nie jest obca, wie o procederze. Jak się o tym dowiedziałem? Zupełnie przypadkiem. Zaoferowałem usługi ghostwriter'skie pewnej pani, która miała napisać esej na temat filmu "Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności". Film ukazał się w cyklu: "Zrozumieć świat" w stacji TVN CNBC. Znaleźć go moż

Otwórz oczy

Ktoś z czytających te słowa mógł słyszeć "Open your eyes" zespołu Guano Apes. Mógł słyszeć te słowa w innych okolicznościach, ale czy wziął je sobie do serca..? Czemu pytam? Bo to ważne. Ważne jest, aby otworzyć oczy i widzieć. Patrzysz, ale czy widzisz? Słuchasz, ale czy słyszysz? Dotykasz, ale czy czujesz? Jeśli nie, to czy w ogóle żyjesz? A jeśli żyjesz, to czy jest to Twoje życie? Czy też może zbliżony do życia byt narzucony Ci przez kogoś innego? jak często byłeś/aś zmanipulowany/a? Ile razy bolało Was, kiedy się dowiedzieliście, że ktoś Wami pokierował? Że ktoś Was wpuścił w przysłowiowe maliny? Czy chcielibyście tego uniknąć? Hah, co to za pytanie, na pewno tak. Każdy z nas chciałby być bliżej prawdy. Prawda pozwoliłaby nam żyć uczciwie i bezpiecznie bez obaw o to, że ktoś nas oszuka. Jakież cudowne byłoby błogie przeświadczenie, że nic nam nie grozi, a jeśli jakieś zagrożenie miałoby się pojawić, to wiedzielibyśmy o tym od razu. Ah...raj wręcz. Cóż...nie oszukujmy s