Afera z tzw. podniesieniem kwoty wolnej od podatku nabiera tempa, coraz to ktoś dodaje coś nowego. Dzisiaj w brukowcu (mijam witrynkę "Faktu" w drodze do pracy, żeby nie było, że kupuję) widziałem, że minister Morawiecki skarży się jakoby politycy pracowali bardzo ciężko, stąd należy im się kwota wolna od podatku sześciokrotnie większa niż maksymalna jej wartość dla szarego obywatela. Czyli 30 000 niezależnie od tego, co zarobią, a zarobią bardzo dużo, tak legalnie, jak i na lewo. Cóż... Panu Morawieckiemu z całego serca współczuję nieuzasadnionej niczym harówki i mam genialną propozycję - chętnie się z nim zamienię. On zostanie agentem ubezpieczeniowym, będzie rozmawiał z ludźmi, przebywał w biurze, wychodził na spotkania biznesowe, a jego zarobki (i kwota wolna od podatku, którą tak ochoczo wprowadził) będą uzależnione od nakładu pracy. Ja zaś umieszczę swój zacny zadek na salach sejmowych, będę podnosił rękę, wrzeszczał na ambonie to na opozycję, to na władzę, że są gnuś