O eurowyborach 2019 wszyscy powiedzieli i napisali chyba wszystko. Mimo to chciałbym się podzielić kilkoma uwagami, na które w Internecie nie trafiłem.
PiS wraz ze swoimi zwolennikami nie kryje radości. Wcale im się nie dziwię, mieli najwięcej procentów ogólnokrajowo, a dodatkowo uzyskali więcej procentów niż KE, co też pewnie uznają za sukces. Kaczyński po ogłoszeniu oficjalnych wyników rzuci pewnie kilka populizmów (może już rzucił, nie oglądam TVP) w stylu, że Polska nadal będzie dążyła do siły i rozwoju, nie pozwolimy tknąć naszych dzieci i całe szczęście, że wrogowie ojczyzny ponieśli porażkę. Zwyczajowe pitu-pitu.
KE też odtrąbi sukces. Przecież nie powiedzą: "Nawet zbierając całą opozycję do kupy, nie byliśmy w stanie pokonać PiS-u". 38% dla nich to istotnie sukces. Mnie jednak dziwi, że nadal 38% wyborców chce oddać na nich głos. Gorszej opozycji jeszcze, jak żyję, nie mieliśmy. Oni nie mają nic do zaoferowania oprócz haseł: "Jesteśmy kontrą dla PiS", co w sumie nic nam nie daje.
Prawdziwymi przegranymi wyborów nie są Kukiz z Korwinem, co potknęli się o próg. Przegrali Polacy. Nadal 80% głosuje za utrzymaniem status quo. Polacy nie wiedzą komu i dlaczego oddać głos. Nie znają programów, sensu, realiów.
Wyborcy PiS nie rozumieją, że za rozdawnictwo prędzej czy później wszyscy bekniemy. Sorry, nie wszyscy, Ci co nie pracują i delektują się socjalem będą mieli to w dupie, bo "państwo da".
Wyborcy KE nie rozumieją, że KE nie jest żadną alternatywą dla PiS-u.
80% głosujących nie rozumie, że obecnie układy są tak silne, że wyborami tego nie zmienimy. Mamy wpływ jedynie na to, kto w obecnej kadencji się nachapie.
Dlaczego tak jest? Otóż obywatele nie mają realnego wpływu na władzę. Dostajemy komunikat: "Wybierzcie spośród nas tych, którzy w waszym imieniu będą zarabiać kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie z waszych podatków". Co mogą obywatele ponad to? Nic. Posłowi nawet w mordę nie można dać. Szkoda, chciałbym mieć prawo wydzielić lepę na twarz gościowi, któremu głosując, powierzyłem losy ojczyzny, a który z tego drwił przez kilka lat.
A tak naprawdę powinniśmy mieć prawo odwołać posła, jeśli nie wypełni obietnic wyborczych lub jeśli stanie się podmiotem skandalu. Jeśli w jakikolwiek sposób uchybi godności parlamentarzysty i swoim obowiązkom - won. I to nie na inną parafię, ale całkowicie precz. Taki kontrakt wyborczy. Lista od elektoratu: "Masz zrobić to, to i to". Zrobi? Dobrze. Nie zrobi? Won. Krótka piłka.
PiS wraz ze swoimi zwolennikami nie kryje radości. Wcale im się nie dziwię, mieli najwięcej procentów ogólnokrajowo, a dodatkowo uzyskali więcej procentów niż KE, co też pewnie uznają za sukces. Kaczyński po ogłoszeniu oficjalnych wyników rzuci pewnie kilka populizmów (może już rzucił, nie oglądam TVP) w stylu, że Polska nadal będzie dążyła do siły i rozwoju, nie pozwolimy tknąć naszych dzieci i całe szczęście, że wrogowie ojczyzny ponieśli porażkę. Zwyczajowe pitu-pitu.
KE też odtrąbi sukces. Przecież nie powiedzą: "Nawet zbierając całą opozycję do kupy, nie byliśmy w stanie pokonać PiS-u". 38% dla nich to istotnie sukces. Mnie jednak dziwi, że nadal 38% wyborców chce oddać na nich głos. Gorszej opozycji jeszcze, jak żyję, nie mieliśmy. Oni nie mają nic do zaoferowania oprócz haseł: "Jesteśmy kontrą dla PiS", co w sumie nic nam nie daje.
Prawdziwymi przegranymi wyborów nie są Kukiz z Korwinem, co potknęli się o próg. Przegrali Polacy. Nadal 80% głosuje za utrzymaniem status quo. Polacy nie wiedzą komu i dlaczego oddać głos. Nie znają programów, sensu, realiów.
Wyborcy PiS nie rozumieją, że za rozdawnictwo prędzej czy później wszyscy bekniemy. Sorry, nie wszyscy, Ci co nie pracują i delektują się socjalem będą mieli to w dupie, bo "państwo da".
Wyborcy KE nie rozumieją, że KE nie jest żadną alternatywą dla PiS-u.
80% głosujących nie rozumie, że obecnie układy są tak silne, że wyborami tego nie zmienimy. Mamy wpływ jedynie na to, kto w obecnej kadencji się nachapie.
Dlaczego tak jest? Otóż obywatele nie mają realnego wpływu na władzę. Dostajemy komunikat: "Wybierzcie spośród nas tych, którzy w waszym imieniu będą zarabiać kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie z waszych podatków". Co mogą obywatele ponad to? Nic. Posłowi nawet w mordę nie można dać. Szkoda, chciałbym mieć prawo wydzielić lepę na twarz gościowi, któremu głosując, powierzyłem losy ojczyzny, a który z tego drwił przez kilka lat.
A tak naprawdę powinniśmy mieć prawo odwołać posła, jeśli nie wypełni obietnic wyborczych lub jeśli stanie się podmiotem skandalu. Jeśli w jakikolwiek sposób uchybi godności parlamentarzysty i swoim obowiązkom - won. I to nie na inną parafię, ale całkowicie precz. Taki kontrakt wyborczy. Lista od elektoratu: "Masz zrobić to, to i to". Zrobi? Dobrze. Nie zrobi? Won. Krótka piłka.
Komentarze
Prześlij komentarz