Ruszyła runda jesienna Ligi Mistrzów. Jak typowy sezonowiec zabieram się za oglądanie meczy, by mieć prawo potem wyśmiewać, krytykować i chwalić chłopaków, którzy będąc w moim wieku zamiast strzelać browarka strzelają bramki na Mistrzostwach Świata. Znowu powraca ten sam problem, jaki mam zawsze, gdy oglądam mecze. Właściwie dwa problemy. Pierwszy czysto szkolny - ręka w górze. "Panie sędzia, on dotknoł piłke renkom!", "Panie sędzia, spalony!", "Panie sędzia, jak babcię kocham, tu nie było gola/był gol!". Kurwa jego zawszona mać była. Pokażcie mi jeden przypadek w historii piłki nożnej, kiedy w meczu na wysokim szczeblu po podniesieniu ręki przez zawodnika, sędzia zmienił decyzję. Lub ją podjął. Jeden przypadek. A ile bramek padło, bo obrońca lub bramkarz zamiast skupić się na swojej robocie sygnalizowali spalony/zagranie ręką/faul/jaki inny chuj? Stąd płynnie przechodzimy do drugiej kwestii, mianowicie dyskusji z arbitrem. Pokażcie mi jeden przypadek