Nie mam tu na myśli legendarnej kawy, której smak pamiętam z dzieciństwa. Chodzi mi o Danutę Siedzikównę, niedawno pochowaną dzielną dziewczynę. Kto zna to nazwisko, ten wie o co chodzi, kto nie zna, niechaj się czym prędzej doedukuje, bo wstyd. A jak nie chce się edukować, to niech nie czyta dalej tego bloga. Niech nie czyta w ogóle. Otóż mam rozkminę nad jej pogrzebem i obecnością członków KOD-u na nim. Kijowski i Szemełda płaczą wszem i wobec, że przyszli na pogrzeb, i im wpierdolili. Po pierwsze, nie wpierdolili, bo Szemełda ma tak samo zabandażowaną rękę, jak Marzena Rogalska po fejkowym przebiciu dłoni gwoździem. Szrama jest? Nie wiadomo, ale jest bandaż, znaczy rana również. Iście goebbelsowski majstersztyk. Zdarty naskórek to ja miałem, jak przekroczyłem prędkość na rowerze, i hamowałem kolanami po asfalcie. Tak samo pewnie Szemełda się wypierdzielił jak uciekał przez polskimi "nazistami", a teraz płacze. Bośmy byli na pogrzebie, a nam wjebali. Co się dziwić? Też by