Przejdź do głównej zawartości

Co powinniście wiedzieć o ubezpieczeniach

Nie dalej jak wczoraj mimochodem, mimowolnie podsłuchałem, jak moja kobita słucha rantu (ang. rant - zrzędzić, Daniel bawi i uczy) jednej z infuencerek na temat ubezpieczenia. Jako że zdarzyło mi się siedzieć w tej branży, chciałbym kilka rzeczy wyjaśnić, żeby ograniczyć liczbę podobnych rantów w przyszłości.
Ogólnie sprawa idzie o to, że wspomniana wyżej pani na wycieczce w Paryżu odwróciła się na chwilę, by zrobić zdjęcie, i ktoś jej zajebał walizkę ze sprzętem o wartości 40 koła.


Zanim wejdziemy w szczegóły, kilka zdań celem wstępu.

Krótka historia ubezpieczeń

Wbrew obiegowej opinii i mitom, historia ubezpieczeń nie zaczyna się w 1921 roku, kiedy zawiązały się początki PZU, ani nawet w 1784 roku, kiedy zawiązał się Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych w Poznaniu. Już dwa tysiące lat przed naszą erą kupcy podróżujący w karawanach wiedzieli, że jest niebezpiecznie, i robili ściepę na pokrycie ewentualnych strat. Podobne instrumenty były wspomniane w kodeksie Justyniana z VI w. naszej ery. Pierwsze polisy ubezpieczeniowe sprzedawano średniowiecznym kupcom, którzy transportowali towary drogą morską. Na morzu, wiadomo, sztorm czasem się zdarzy, a z naturą nie wygrasz. 
Można powiedzieć, że pierwsze ubezpieczenia były rodzajem zakładów bukmacherskich. Osoba wystawiająca polisę przyjmowała kasę i zakładała się z osobą, która taki kwitek kupowała:
- jak twój statek wróci z towarem, to się ciesz,
- jak statek zatonie, wypłacimy ci siano.
Tak cztery tysiące lat temu w czasach Hammurabiego, tak w kodeksie Justyniana, w średniowiecznej Genui, jak i teraz podstawowym czynnikiem jest ryzyko. Jego znaczenie powinien zrozumieć każdy, kto chce powiedzieć choćby jedno złe słowo na towarzystwa ubezpieczeniowe.

Ryzyko w ubezpieczeniach

Każde większe, liczące się towarzystwo ubezpieczeniowe zatrudnia ziomków po ciężkich studiach - aktuariuszy. To łebscy ludzie i za swoją robotę prawdopodobnie dostają zdecydowanie za mało siana, ale dzisiaj nie o tym. Otóż ci ludzie są dostatecznie obcykani i łebscy, żeby obliczyć prawdopodobieństwo zaistnienia szkody przy wzięciu pod uwagę pewnych czynników. Najprościej będzie na przykładzie najpopularniejszego ubezpieczenia jakim jest OC. Jakie czynniki bierze się pod uwagę przy obliczaniu składki za OC?
- wiek kierowcy - w teorii im młodszy tym głupszy i bardziej skłonny do ryzyka. W teorii, bo praktyka pokazuje, że ludzie z prawkiem od trzydziestu lat potrafią jeździć jak debile, a "zielone listki" jeżdżą grzecznie, ale nadal ryzyko jest,
- rodzaj auta - podstawowym czynnikiem jest tu pojemność silnika oraz czy auto jest osobowe, ciężarowe, itd. Im większy silnik, im więcej masy, tym większa potencjalna szkoda przy tej samej prędkości. Innymi słowy, Matiz słabiej jebnie w kiosk niż MAN,
- miejsce zamieszkania - duże miasto stwarza więcej ryzyka, w teorii. Składka za OC w Gdańsku potrafi być dwa razy większa niż w Zamościu dla tych samych parametrów,
- stan cywilny - nie wiem, kto na to wpadł, ale widocznie jest jakaś statystyka, która mówi, że samotny czterdziestolatek za kółkiem jest na drodze bardziej niebezpieczny, niż matka z dwójką dzieci,
- wykonywany zawód - podobnie jak stan cywilny, statystyka,
- kolor auta - podobno czerwone lepiej widać z daleka. Doprowadziło to jednak do sytuacji, gdzie wszystkie ubezpieczane auta na papierze były czerwone, bo mniejsza składka.
Tak czy inaczej, wszystko sprowadza się do ryzyka. Im większe prawdopodobieństwo zaistnienia szkody, tym więcej zapłacisz za ubezpieczenie.
Żadna firma ubezpieczeniowa nie chce ubezpieczać Jackiego Chana od uszczerbku na zdrowiu. Facet skacze po planie filmowym, kilkanaście razy się połamał, raz omal nie zginął. Uszczerbek na zdrowiu to jego druga tożsamość. 
Wyobraźcie sobie sytuację, w której wasz ziomek prosi was o pożyczenie hajsu. Jeśli to osoba, która ma stałą pracę, żadnych problemów życiowych, stabilna sytuacja, tylko po prostu w danym momencie wysypała się z kasy, pewnie nie będziecie mieli problemu z wysupłaniem kilku groszy. Przecież odda.
A teraz weźcie dla kontrastu osobę, która nie pracuje na umowie, właściwie nie pracuje w ogóle, kombinuje grosz na fajki i wisi siano wielu osobom, w tym wam. Pożyczycie?
Tyle w temacie ryzyka.

Ubezpieczyciel to nie instytucja charytatywna

Wróćmy do influencerki.
Na podróż kupiła sobie ubezpieczenie full wypas opcja i wyjebane jajca. Mogę skakać z Wieży Eiffela na główkę - wypłacą. Odwróciła się na moment, cyknęła fotkę, ktoś zajebał jej walizkę. Ona do ubezpieczalni, a te skurwysyny złodzieje na to, że nie oddadzą.
- Przecież zapłaciłam!
Spieszę wszystkich ostrzec, że ubezpieczyciele to nie idioci. Wiele lat temu skumali, że częstokroć świadczenia przekraczają wartością składkę, więc ludzie będą skłonni kantować. Za upozorowanie śmierci można wziąć naprawdę dobry hajs. Hajs dla którego ludzie są skłonni zabić.
Dla przykładu składka za ubezpieczenie chałupy na milion złotych to pi razy oko siedem stówek. Za drewniany domek trochę więcej, bo drewno statystycznie lepiej się pali niż pustak. Jak się spali doszczętnie, milion w kieszeni. Worth it.
Dlatego też firmy ubezpieczeniowe zasłaniają się paragrafem o niezachowaniu ostrożności i rażącym niedbalstwie. Czy jest w tym cokolwiek dziwnego? Moim zdaniem ani trochę. Jeśli wasz ziomek chce was ojebać, a wy możecie się przed tym zabezpieczyć, to to zrobicie, czy nie? Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami.
Stąd jeśli spuścisz z oka walizkę ze sprzętem za 40 koła w środku i ktoś ci ją gwizdnie, to jest to rażące niedbalstwo. Pozwolę sobie na wniosek, że spuszczanie z oka walizki z drogim sprzętem w środku to nie tylko rażące niedbalstwo, ale i galopująca głupota. Dziewczyna zapłaciła czterdzieści tysięcy za lekcję życia. Dużo, ale inni płacą więcej.
Influencerka wspomniała też o znajomej, która wybrała się w tropikalne rejony i wykupiła ubezpieczenie. Full wypas opcja oczywiście. Złapała chorobę denga. Bez wdawania się w szczegóły, ubezpieczyciel odmówił wypłaty, bo polisa nie obejmuje chorób tropikalnych. O skurwysyny złodzieje.
Ja jednak twierdzę, że to niedopatrzenie turystki. W firmie, w której pracowałem, była opcja rozszerzenia ubezpieczenia o choroby tropikalne. W formularzu zaznacza się kraj, do którego osoba ubezpieczona się wybiera, i jeśli można tam załapać chorobę tropikalną, to można też rozszerzyć ochronę. Powinno się mieć też komplet szczepień, ale przecież można to i to po taniości. Nie ma rozszerzenia - nie ma ochrony.


Jest mi niezmiernie przykro, ale wina nie leży po stronie ubezpieczyciela. Kiedy jedziesz za granicę do pracy i wykupisz ubezpieczenie bez rozszerzenia o pracę, a doznasz wypadku w pracy, ubezpieczyciel odmówi wypłaty. Logiczne. Tak samo z chorobami, sportami ekstremalnymi, krajami objętymi działaniami wojennymi itd. Nikogo to nie powinno dziwić, a jednak.
Następnie do naszej bohaterki napisała któraś z fanek, że miała wykupioną polisę, ale jej nie wypłacono odszkodowania, chociaż złamała nogę na wyjeździe. Wielkie zdziwienie, że ubezpieczyciel odmówił.
Oczywiście, że odmówił. Wysłanie odmowy kosztuje ich kilka złotych, jeśli robią to na piśmie. Wypłata odszkodowania kosztuje trochę więcej. Gdyby to w razie było dla kogoś niespodzianką, firmy ubezpieczeniowe wypracowują zysk właśnie wtedy, kiedy nie wypłacają. Im więcej kasiory zbiorą i im mniej świadczeń wypłacą, tym więcej zarabiają. Jeśli pani z polisą złamała nogę i nie zrobiła tego samodzielnie lub w wyniku rażącego niedbalstwa, to nie ma możliwości, żeby ubezpieczyciel nie wypłacił polisy. Ale na wszelki wypadek odmówi. A nuż pani zamiast napisać odwołanie albo iść do kancelarii odszkodowawczej, postanowi odpuścić i zamiast tego żalić się w Internecie? Pięć tysięcy do przodu. Piątka tu, piątka tam, nazbiera się te parę milionów zysku.
Końcowy wniosek?
- Od dzisiaj czytam każdy drobny druczek, bo oszukują.
Nie oszukują, moja droga. Próbują zarobić pieniądz. A ty zapłaciłaś czterdzieści kafli za lekcję czytania ze zrozumieniem.

Odpowiedzialność cywilna w aucie

Kilka słów na temat ulubionego pakietu każdego Polaka, szczególnie kierowcy. Te słowa kieruję do wszystkich tych, co psioczą na OC, a krzyczą: "Przecież ja nawet z tego nie korzystam!".
Moi kochani, nie chcecie korzystać z OC, wierzcie mi. Jeżeli macie szkodę z samochodowego OC, to pewnie zrobiliście komuś krzywdę. Pół biedy, jeśli stuknęliście komuś dwudziestoletniego Passata. Zgłoszenie szkody, wypłata lub naprawa, i po krzyku. Gorzej jak stukniecie człowieka, a im większą krzywdę mu zrobicie, tym boleśniejsze będą konsekwencje.

Przynajmniej w teorii.
Teraz wyobraźcie sobie, że potrąciliście starszą panią na pasach, nie macie OC, i nie nazywacie się Piotr Najsztub. Odszkodowanie i renta do końca życia. Udźwigniecie?
Najwięcej Polaków psioczy na to, że OC na auto jest obowiązkowe. Ale niestety musi być, bo gdyby nie było, znaczna większość nie zdecydowałaby się na zabezpieczenie własnej dupy przed skutkami wypadku. Tysiąc złotych rocznie w kieszeni, starczy na opony, nie? Dwadzieścia lat jeżdżę, nic się nie stało, to może i się nie stanie.
Może. Miałem klienta, który ponad dziesięć lat opłacał Autocasco na jakiegoś szrota. W czwartek przyszedł i powiedział:
- A, stary gruchot, po co mi to płacić?
W sobotę miał dzwona.
Pytania?

Jak to jest z tymi ubezpieczeniami?

W żadnym miejscu nie twierdzę, że firmy ubezpieczeniowe lub ich agenci są uczciwi. W większości nie są. Bazują na tym, że ludzie nie wiedzą, nie chcą wiedzieć, często odpuszczają i nie czytają papierów. Jeśli klient ogląda dokumenty i drąży, to tłumaczą, ale po jego wyjściu rzucają chujami. Jeśli chcecie, możecie tu przeczytać, o czym agent ubezpieczeniowy nie mówi
Mieliśmy klientkę. Standardowy dzwon, pani stwierdziła, że na wypłatę z OC nie będzie czekać i jedziemy z Autocasco. Złożyła wniosek, wypłata o kilka tysięcy niższa niż powinna. Rzeczoznawca to był pajac i wszyscy na niego klęli, ale klientka nie w ciemię bita. Napisała odwołanie, firma dorzuciła parę złotych, ale nadal za mało. Klientka się wnerwiła i poszła do kancelarii.
Suma ubezpieczenia (czyli maks do wypłaty z polisy) - jedenaście klocków. Firma przez sąd musiała wypłacić dwadzieścia pięć. "Chytry dwa razy traci", jak mawiała babcia.
Jaka z tego lekcja? Trzeba ludziom patrzeć na ręce, nie tylko w ubezpieczeniach. I pilnować. Mieć papier i dowody na wszystko, bo nie znacie dnia ani godziny.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Ciemnotą łatwiej rządzić"

Te znamienne, w odniesieniu do polskiego systemu edukacji, słowa wypowiedział nie kto inny, a Józef Stalin. Wielu może się oburzyć na ten cytat, no bo jak można cytować człowieka odpowiedzialnego za śmierć (źródła różnie podają) kilkudziesięciu milionów ludzi? Otóż można, bo czyż nie miał on racji? Wiedza to władza. Posłużę się prostym przykładem sprzed 4 tysięcy lat. Starożytny Egipt. Egipscy kapłani byli bardzo rozgarniętymi ludźmi, dysponowali rozległą wiedzą z dziedziny matematyki czy astronomii. Wiedzieli, kiedy będzie miał miejsce wylew Nilu, który był zbawienny dla egipskiej gospodarki. Potrafili też przewidzieć zaćmienie Słońca. Wyobrażacie sobie przerażenie ludu w momencie, gdy "bogowie zabierają Słońce"? "A przecież kapłan powiedział - pokutujcie za grzechy względem bogów i władcy, albowiem grzesznym odebrana będzie światłość dnia". Tym sposobem kapłani zdobywali posłuszeństwo rzesz nieświadomych ludzi, posługując się zjawiskiem, które tak czy inaczej by

#Czarna rozpacz (+18)

Tak powinien nazywać się protest feministek. Zacznę od tematu, który w pewnym sensie wyczerpuje idee i ukazuje sens wszelkich feministycznych zbiegowisk i jazgotów. Otóż niejaka Taura Slade w ramach prostestu z chęci ukazania odczłowieczenia kobiety przez mężczyzn dała się hardkorowo zerżnąć dwóm facetom. Po pierwsze, wydaje mi się to bezgranicznie debilne. To tak, jakby typowy żul w ramach walki z alkoholizmem najebał się denaturatem. Albo jakby narkoman zajebał sobie złoty strzał. Po drugie, wydarzenie było o tyle bardziej debilne, że pani Slade jest aktorką porno. Aktorka porno deklarująca feministyczne poglądy, która w celach zarobkowych pozwala facetom, aby ją rżnęli przed kamerę, mówiąc wprost. Po trzecie, co dalej? Feministka w ramach protestu wyjdzie za mąż? Urodzi dziecko? Zmyje naczynia, żeby pokazać, jak kobiety w kuchni są odczłowieczane? Czy ten "prostest" odniósł jakikolwiek skutek? Myślę że tak. Pani Slade na pewno podbiła sobie wyświetlenia na swoim profi

"Daj, daj, daj..."

Proszę sobie otworzyć ten obrazek na osobnej karcie i mieć obrazek na uwadze: http://img6.demotywatoryfb.pl/uploads/201109/1316715578_by_milusie_600.jpg To kwintesencja socjalu. Daj. Nieważne za co, nieważne komu. Ważne, żeby jedni dali, a drudzy brali. Można posłuchać lewicy, królów socjalu, którzy socjal niejednokrotnie mają w nazwie grupowania. Oni to w kółko, jak zacięta płyta: "Daj". Kto ma dać? Najlepiej państwo. Bo państwo ma. Jak fajnie rozdawać cudze pieniądze, ach! Jestem całkowitym przeciwnikiem jakiegokolwiek: "Daj". Żadnego daj. Idź i zarób. A państwo zamiast dawać, powinno umożliwić to zarabianie. Tak, pachnie to Korwinem, ale trudno się z nim nie zgodzić. Praca to podatek, podatek to wpływ do budżetu państwa, a jak budżet państwa będzie miał się dobrze, to państwo będzie zdolne wesprzeć przedsiębiorcę, żeby powstało więcej miejsc pracy, firma osiągnie większy zysk, a to z kolei są pieniądze, które zostaną wydane, i znowu mamy wpływy z podatków. A