W niedzielę byłem z ojcem mojej dziewczyny w jednym z "polskich" wielkopowierzchniowców, który oferuje gówniane towary w superniskich cenach. Niskie ceny, wszystko na miejscu, kasjerki wyganiają, gdy wybije godzina zamknięcia sklepu, bo muszą zamknąć automatycznie rozsuwane drzwi.
W takich sklepach, w szale zakupów trzeba być bardzo uważnym. Polak potrafi i objawia się to tym, że wszędzie, gdzie wchodzi w grę kasa (a raczej jej wydarcie od klienta), dąży do oszwabienia niczego nieświadomego konsumenta. Tym lepiej, jeśli konsument się nie połapie. Znaczyłoby to, że klienta będzie można oszwabić jeszcze wiele razy.
Na czym polega trik?
Nad produktem umieszczona jest cena. Niekoniecznie jednak jest to rzeczywista cena za produkt. Dodatkowo regulamin prawdopodobnie zawiera zapis w stylu: "Cena podana obok produktu może nie odzwierciedlać rzeczywistej naliczanej wartości danego towaru". Lub, że może być nieaktualna.
Czym to owocuje? Ano tym, że pobieżnie szacujemy wartość naszych zakupów na 25 zł. Być może ktoś jest skrupulatny i liczy tą kwotę kalkulatorem. Przy kasie jednak okazuje się, że przychodzi nam zapłacić 27 zł. Ktoś w pośpiechu pewnie nie zwróci uwagi na te 2 zł różnicy, "może coś źle policzyłem/am" i nadpłacamy. Mało kto zastanowi się nad tym, że w rzeczywistości w innym sklepie zapłaciłby mniej. Są to drobne różnice, kwestia kilkunastu, kilkudziesięciu groszy, ale jeśli codziennie w danym markecie robi zakupy 1000 osób i te 1000 osób zostanie "orżniętych" na 50 gr - daje to 500 zł zysku. Klient widzi cenę produktu (dajmy na to cukru) 3.20 zł. Wie, że w konkurencyjnym sklepie cukier kosztuje 3.60 zł, więc idzie tam, gdzie taniej. Potem najpewniej nie zorientuje się, że ten cukier w rzeczywistości kosztował 3.80 zł.
Jak się przed tym ustrzec? Cywilizowane markety instalują czytniki kodów po sklepie. "Czytnik prawdę Ci powie". Wyświetli bowiem tą samą cenę, którą wyświetli czytnik pani urzędującej na kasie i naliczającej nam należność za zakupy. Te same kody, ta sama cena, ta sama baza danych. Utrzymywanie odrębnego systemu dla konsumenckich czytników celem wprowadzenia ich w błąd byłoby kosztowne i w gruncie rzeczy pozbawione sensu.
Takie robienie w jajo daje sklepom możliwość obniżek cen, aby przyciągnąć klienta.
To dopiero początek. Kolejny trik to odpowiednia sugestia. Obniżamy cenę płatków kukurydzianych aż do atrakcyjnego pułapu. Obok stawiamy mleko. Ktoś kto kupuje płatki być może będzie potrzebował do nich mleka. Na mleku dajemy cenę 2.05 zł, a w rzeczywistości ustalamy ją na 2.25. Większość klientów nawet się nie zorientuje. Już nie wspominając o tym, że nie wiedzą, co kupują.
W takich sklepach, w szale zakupów trzeba być bardzo uważnym. Polak potrafi i objawia się to tym, że wszędzie, gdzie wchodzi w grę kasa (a raczej jej wydarcie od klienta), dąży do oszwabienia niczego nieświadomego konsumenta. Tym lepiej, jeśli konsument się nie połapie. Znaczyłoby to, że klienta będzie można oszwabić jeszcze wiele razy.
Na czym polega trik?
Nad produktem umieszczona jest cena. Niekoniecznie jednak jest to rzeczywista cena za produkt. Dodatkowo regulamin prawdopodobnie zawiera zapis w stylu: "Cena podana obok produktu może nie odzwierciedlać rzeczywistej naliczanej wartości danego towaru". Lub, że może być nieaktualna.
Czym to owocuje? Ano tym, że pobieżnie szacujemy wartość naszych zakupów na 25 zł. Być może ktoś jest skrupulatny i liczy tą kwotę kalkulatorem. Przy kasie jednak okazuje się, że przychodzi nam zapłacić 27 zł. Ktoś w pośpiechu pewnie nie zwróci uwagi na te 2 zł różnicy, "może coś źle policzyłem/am" i nadpłacamy. Mało kto zastanowi się nad tym, że w rzeczywistości w innym sklepie zapłaciłby mniej. Są to drobne różnice, kwestia kilkunastu, kilkudziesięciu groszy, ale jeśli codziennie w danym markecie robi zakupy 1000 osób i te 1000 osób zostanie "orżniętych" na 50 gr - daje to 500 zł zysku. Klient widzi cenę produktu (dajmy na to cukru) 3.20 zł. Wie, że w konkurencyjnym sklepie cukier kosztuje 3.60 zł, więc idzie tam, gdzie taniej. Potem najpewniej nie zorientuje się, że ten cukier w rzeczywistości kosztował 3.80 zł.
Jak się przed tym ustrzec? Cywilizowane markety instalują czytniki kodów po sklepie. "Czytnik prawdę Ci powie". Wyświetli bowiem tą samą cenę, którą wyświetli czytnik pani urzędującej na kasie i naliczającej nam należność za zakupy. Te same kody, ta sama cena, ta sama baza danych. Utrzymywanie odrębnego systemu dla konsumenckich czytników celem wprowadzenia ich w błąd byłoby kosztowne i w gruncie rzeczy pozbawione sensu.
Takie robienie w jajo daje sklepom możliwość obniżek cen, aby przyciągnąć klienta.
To dopiero początek. Kolejny trik to odpowiednia sugestia. Obniżamy cenę płatków kukurydzianych aż do atrakcyjnego pułapu. Obok stawiamy mleko. Ktoś kto kupuje płatki być może będzie potrzebował do nich mleka. Na mleku dajemy cenę 2.05 zł, a w rzeczywistości ustalamy ją na 2.25. Większość klientów nawet się nie zorientuje. Już nie wspominając o tym, że nie wiedzą, co kupują.
Komentarze
Prześlij komentarz