Wielu z nas zna ten cytat. Wielu innych wie, że oznacza on: "Kto chce pokoju niech szykuje się do wojny". Czemu go przytaczam? Czuję się w obowiązku napisać, co sądzę o ostatnich wydarzeniach na Półwyspie Koreańskim.
Dla niewtajemniczonych i niezorientowanych - Korea Północna grozi wojną swoim południowym sąsiadom. Co na to świat? Oh, są oburzeni. ONZ pewnie trzeszczy w posadach od oburzenia. Podobnie USA. I na tym chyba koniec. Przynajmniej jako statystyczny obywatel wielkiego przyjaciela Stanów Zjednoczonych takie odnoszę wrażenie.
Najpierw garść historii. W 1946 r. p wystąpieniu Winstona Churchilla, byłego premiera Wlk. Brytanii (słynna "żelazna kurtyna") zaczyna się zimna wojna. Polega ona na niemej rywalizacji Zachodu i Wschodu, kapitalizmu i komunizmu. Był to głównie wyścig zbrojeń i rywalizacja o strefy wpływów. My, Polacy, mieliśmy to nieszczęście, że alianci oddali nas pod troskliwą opiekę towarzysza Stalina, żeby broń Boże nie skierował swoich roszczeń politycznych dalej na zachód. I zaczyna się kocioł.
USA w II wojnie światowej dość dobitnie rozgłasza światu wieść, że posiada bombę atomową. No to Sowieci pomyśleli: "Jak to? Te brudne kapitalistyczne świnie mają atomówkę, a my nie? Nie może tak być, że kapitalizm jest lepszy w czymś od komunizmu, bo to komunizm jest najlepszy". I tak w 1949 r. powstaje radziecka bomba atomowa. Na Dalekim Wschodzie Mao Tse-Tung proklamuje Chińską Republikę Ludową. Komunistyczne Chiny, komunistyczny Związek Radziecki i jakby tego było mało - KRLD, Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna. Trochę sporo tego komunizmu jak na tą część świata. Kim Ir Sen, koreański dyktator stwierdził jednoznacznie, że to rewelacyjny moment do scalenia obu Korei. Wtedy, w myśl przysłowia: "Jak chcesz uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie", KRLD szuka pretekstu o agresji na Koreę Płd. I znajduje go w 1950 r. "Nieroztropna wypowiedź Deana Achesona z 12 stycznia 1950 roku pomijająca Koreę Południową w systemie obrony globalnej Stanów Zjednoczonych stała się zapalnikiem do wybuchu" (cytat z Wikipedii).
Rozpoczyna się wojna. Koreańskie komunistyczne wojska atakują południowego sąsiada. W szczegóły nie będę się zagłębiał, gdyż nie jest to celem tego posta. Dość powiedzieć, że po interwencji USA Korea Płn. w 1953 r. została usadzona, ogłoszono zawieszenie broni, utworzono linię demarkacyjną i trwał milczący rozejm.
Od tamtej pory Koreańczycy z Północy non-stop zbroili się. Trudno określić jakich rozmiarów arsenałem dysponują, ale na pewno jest imponujący jak na tak małe państwo. Sytuację pogarsza fakt posiadania bomby atomowej przez KRLD.
Nasuwa mi się na myśl pytanie, dlaczego temu agresywnemu ponad miarę państwu pozwala się na 60 lat zbrojeń, a tym atomowych? Dlaczego przez 60 lat jedyne, co Świat robi w tej sprawie, to w zasadzie tylko sankcje ONZ, które Koreańczycy mają w głębokim poważaniu? Dlaczego nikt nie wysyła tam kilku milionów zbrojnych i sprzętu wojennego? Dlaczego nikt nie szuka tam broni masowego rażenia, która ewidentnie się tam znajduje? Dlaczego zamiast tego szuka się takiej broni w Iraku, gdzie jej nie ma?
Odpowiedzi są jak dla mnie dwie:
1. Korea Północna jest biedna. Poza ludźmi i bronią nie ma tam praktycznie nic. Bieda aż piszczy. Żadnych złóż surowców, żadnej ropy, nic. Na co komu ludzie? Co to kogo interesuje, że są tam łamane prawa człowieka? Dopóki siedzą w swoim grajdołku, niech siedzą. Dopóki nie mamy w tym interesu, to tam nie wchodzimy. Bo po co? To nie Irak, nie ma ropy.
2. Amerykanie, tak jak i cały świat zresztą, trzęsą portkami przed Chińczykami. Podobne sytuacje mają miejsce w zwykłych osiedlowych piaskownicach. Jakiś dzieciak ma starszego brata i kozaczy. I może sobie na to pozwolić, bo jak ktoś zechce go uspokoić, to ten pójdzie po braciszka, który stanie w jego obronie. Tak i tutaj Koreańczycy robią, co im się podoba, a jak ktoś zechce ich powstrzymać, to Chińczycy temu komuś wyperswadują taki pomysł.
Ciekawe, co dalej? Nie chcę, ale muszę przypomnieć lata 30-te XX w. Hitler najpierw zajął Austrię. Potem Protektorat Czech i Moraw. Potem zażądał eksterytorialnego korytarza przez Polskę do Prus Wschodnich. Co na to reszta świata? Co na to nasi przyjaciele? Stany Zjednoczone stwierdziły, że nie będą się wtrącać w europejski "lokalny" konflikt. Dopiero jak Japończycy pieprzli w Pearl Harbour, to zebrali poślady i ruszyli do walki. Francuzi? Brytyjczycy? Stwierdzili: "A niech sobie bierze, może jak się napcha Polską, to nas zostawi w spokoju". Hitler się nie napchał i zaatakował Polskę. Co zrobili nasi przyjaciele? Brytyjczycy schowali się na swojej wysepce i raczyli jedynie powiedzieć: "Panie Hitler, wypowiadamy Panu wojnę". I na tym się skończyły ich działania wojenne. Francuzi? Szkoda gadać. Jak tylko Hitler uporał się z Polską, to zwrócił się na nich, a oni ręce do góry, nogi za pas i: "Heil Hitler". Brytyjczycy też nie byli szczęśliwi, kiedy się okazało, że Hitler zamierza się przespacerować na ich wysepkę.
Co teraz? Czy Kim Dzong Un "napcha" się Koreą Południową? Czy świat pozwoli mu może na coś jeszcze? Przekonamy się. Życzę tylko Południowym Koreańczykom, żeby nie podzielili naszego losu.
Dla niewtajemniczonych i niezorientowanych - Korea Północna grozi wojną swoim południowym sąsiadom. Co na to świat? Oh, są oburzeni. ONZ pewnie trzeszczy w posadach od oburzenia. Podobnie USA. I na tym chyba koniec. Przynajmniej jako statystyczny obywatel wielkiego przyjaciela Stanów Zjednoczonych takie odnoszę wrażenie.
Najpierw garść historii. W 1946 r. p wystąpieniu Winstona Churchilla, byłego premiera Wlk. Brytanii (słynna "żelazna kurtyna") zaczyna się zimna wojna. Polega ona na niemej rywalizacji Zachodu i Wschodu, kapitalizmu i komunizmu. Był to głównie wyścig zbrojeń i rywalizacja o strefy wpływów. My, Polacy, mieliśmy to nieszczęście, że alianci oddali nas pod troskliwą opiekę towarzysza Stalina, żeby broń Boże nie skierował swoich roszczeń politycznych dalej na zachód. I zaczyna się kocioł.
USA w II wojnie światowej dość dobitnie rozgłasza światu wieść, że posiada bombę atomową. No to Sowieci pomyśleli: "Jak to? Te brudne kapitalistyczne świnie mają atomówkę, a my nie? Nie może tak być, że kapitalizm jest lepszy w czymś od komunizmu, bo to komunizm jest najlepszy". I tak w 1949 r. powstaje radziecka bomba atomowa. Na Dalekim Wschodzie Mao Tse-Tung proklamuje Chińską Republikę Ludową. Komunistyczne Chiny, komunistyczny Związek Radziecki i jakby tego było mało - KRLD, Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna. Trochę sporo tego komunizmu jak na tą część świata. Kim Ir Sen, koreański dyktator stwierdził jednoznacznie, że to rewelacyjny moment do scalenia obu Korei. Wtedy, w myśl przysłowia: "Jak chcesz uderzyć psa, to kij się zawsze znajdzie", KRLD szuka pretekstu o agresji na Koreę Płd. I znajduje go w 1950 r. "Nieroztropna wypowiedź Deana Achesona z 12 stycznia 1950 roku pomijająca Koreę Południową w systemie obrony globalnej Stanów Zjednoczonych stała się zapalnikiem do wybuchu" (cytat z Wikipedii).
Rozpoczyna się wojna. Koreańskie komunistyczne wojska atakują południowego sąsiada. W szczegóły nie będę się zagłębiał, gdyż nie jest to celem tego posta. Dość powiedzieć, że po interwencji USA Korea Płn. w 1953 r. została usadzona, ogłoszono zawieszenie broni, utworzono linię demarkacyjną i trwał milczący rozejm.
Od tamtej pory Koreańczycy z Północy non-stop zbroili się. Trudno określić jakich rozmiarów arsenałem dysponują, ale na pewno jest imponujący jak na tak małe państwo. Sytuację pogarsza fakt posiadania bomby atomowej przez KRLD.
Nasuwa mi się na myśl pytanie, dlaczego temu agresywnemu ponad miarę państwu pozwala się na 60 lat zbrojeń, a tym atomowych? Dlaczego przez 60 lat jedyne, co Świat robi w tej sprawie, to w zasadzie tylko sankcje ONZ, które Koreańczycy mają w głębokim poważaniu? Dlaczego nikt nie wysyła tam kilku milionów zbrojnych i sprzętu wojennego? Dlaczego nikt nie szuka tam broni masowego rażenia, która ewidentnie się tam znajduje? Dlaczego zamiast tego szuka się takiej broni w Iraku, gdzie jej nie ma?
Odpowiedzi są jak dla mnie dwie:
1. Korea Północna jest biedna. Poza ludźmi i bronią nie ma tam praktycznie nic. Bieda aż piszczy. Żadnych złóż surowców, żadnej ropy, nic. Na co komu ludzie? Co to kogo interesuje, że są tam łamane prawa człowieka? Dopóki siedzą w swoim grajdołku, niech siedzą. Dopóki nie mamy w tym interesu, to tam nie wchodzimy. Bo po co? To nie Irak, nie ma ropy.
2. Amerykanie, tak jak i cały świat zresztą, trzęsą portkami przed Chińczykami. Podobne sytuacje mają miejsce w zwykłych osiedlowych piaskownicach. Jakiś dzieciak ma starszego brata i kozaczy. I może sobie na to pozwolić, bo jak ktoś zechce go uspokoić, to ten pójdzie po braciszka, który stanie w jego obronie. Tak i tutaj Koreańczycy robią, co im się podoba, a jak ktoś zechce ich powstrzymać, to Chińczycy temu komuś wyperswadują taki pomysł.
Ciekawe, co dalej? Nie chcę, ale muszę przypomnieć lata 30-te XX w. Hitler najpierw zajął Austrię. Potem Protektorat Czech i Moraw. Potem zażądał eksterytorialnego korytarza przez Polskę do Prus Wschodnich. Co na to reszta świata? Co na to nasi przyjaciele? Stany Zjednoczone stwierdziły, że nie będą się wtrącać w europejski "lokalny" konflikt. Dopiero jak Japończycy pieprzli w Pearl Harbour, to zebrali poślady i ruszyli do walki. Francuzi? Brytyjczycy? Stwierdzili: "A niech sobie bierze, może jak się napcha Polską, to nas zostawi w spokoju". Hitler się nie napchał i zaatakował Polskę. Co zrobili nasi przyjaciele? Brytyjczycy schowali się na swojej wysepce i raczyli jedynie powiedzieć: "Panie Hitler, wypowiadamy Panu wojnę". I na tym się skończyły ich działania wojenne. Francuzi? Szkoda gadać. Jak tylko Hitler uporał się z Polską, to zwrócił się na nich, a oni ręce do góry, nogi za pas i: "Heil Hitler". Brytyjczycy też nie byli szczęśliwi, kiedy się okazało, że Hitler zamierza się przespacerować na ich wysepkę.
Co teraz? Czy Kim Dzong Un "napcha" się Koreą Południową? Czy świat pozwoli mu może na coś jeszcze? Przekonamy się. Życzę tylko Południowym Koreańczykom, żeby nie podzielili naszego losu.
Komentarze
Prześlij komentarz