Euro, Euro i po Euro, i wcale nie chodzi tu o Euroland i jedyną, słuszną walutę, którą poleca nie kto inny, jak specjalista od walut, Ryszard Petru.
Ja jednak nie o ekonomii, polityce czy pajac... posłach, lecz o sporcie, a raczej tym, co zeń zostało.
Wczoraj po meczu pokusiłem się o stwierdzenie tak głębokie, jakby jego autorem był sam Paulo Coelho, mianowicie: "Piłka nożna to ch*j".
Dlaczego?
Przy dogrywce prawie zasnąłem. To raz. Mecze są obecnie nudne jak obrady Sejmu. Wszystko jest do bólu taktyczne, obrona ściśnięta jak zwieracze przy biegunce. Nikt nie chce popełnić błędu, drużyny wymieniają miliony podań, które wiodą donikąd. Setki dośrodkowań na wysokiego/niskiego/jakiegokolwiek napastnika, a nuż mu się ode łba odbije i wpadnie do bramki. Nie ma szczególnie wyrafinowanych dryblingów a la Maradona (którego personalnie nie lubię, bo dupek), albowiem jeśli tylko zawodnik przebiegnie z piłką więcej niż dziesięć metrów, to dostaje kosę, żeby dalej już nie biegł. Bo piłka może przejść, zawodnik już nie. Kurwa mać. Teraz walkę o piłkę wygrywa nie ten, który lepiej gra, tylko ten, który jest silniejszy, bo zwyczajnie tego pierwszego odepchnie. To tak ma to teraz wyglądać? Że wygrywa silniejszy fizycznie, a nie bardziej uzdolniony?
Co dalej, wielki turniej może wygrać drużyna, która gówno gra od samego meczu otwarcia. Wystarczy, że będzie miała fuksa. Portugalczycy mieli fuksa w grupie, że w ogóle wyszli. Gdyby Węgrzy się mocniej spięli i wygrali 3:2, to Portugalia pojechałaby do domu. Gdyby Sanches nie trafił w nogę Krychowiaka, to my byśmy byli w półfinale. Mecz z Walią był jedynym chyba normalnym ich spotkaniem, bo finał... komedia pomyłek i patologia. Strzelec bramki powinien wylecieć za 2 żółte kartki jeszcze w regulaminowym czasie gry. Odkąd wszedł, jedyne, co robił, to symulowanie fauli, wywracanie się bez powodu, faulowanie oponentów, nie wspominając o żółtej kartce, którą zamiast niego dostał Laurent Koscielny. Sędzia telewizorem z odtwarzaną powtórką powinien dostać w mordę. Kolejna rzecz - bezpardonowy faul Payeta, który eliminuje C. Ronaldo z meczu. Można się z niego śmiać, ale mi było go żal. Ambitny facet, chciał się wykazać, a tymczasem przez durne zagranie rywala nie było mu to dane. Wygrali, ok, krwiak z nogi zejdzie, ok, ale stracił coś więcej.
Wielu meczy nie oglądałem, ale z tych, które widziałem, cztery skończyły się po dogrywce, w tym trzy w rzutach karnych. Jeśli tak ma to wyglądać, to po co biegać? Niech od razu strzelają karne i po sprawie. Najlepiej po jednym, a nie po pięć. Kto pierwszy zjebie, przegrywa. Proste.
Dalej, aktorstwo godne Oskara. Myślę, że po każdym takim turnieju powinny być takowe nagrody rozdawane, np. brunatna piłka. Swoją nominację dam Joao Moutinho, który rewelacyjnie udał, że dostał nogą w twarz. Fakt, noga Francuza uniesiona za wysoko i nieczyste zagranie,bezdyskusyjnie, ale dyskusyjna była reakcja Portugalczyka, który koniecznie musiał wywrócić się na boisko, a potem przez resztę meczu trzymał się za ryj, żeby wszyscy widzieli, jak go boli. Nie wychodził z roli, brawo. Drugi Daniel Day-Lewis.
Końcówka meczu po golu - tragedia. Portugalczycy wywracający się po każdym najmniejszym kontakcie fizycznym z przeciwnikiem. Bramkarz leżący na piłce jak na żonie. Taniec z piłką w rogu boiska. Wyjazd Pepe przez cały plac gry, żeby tylko piłka leciała jak najdłużej. Przy spornym aucie obaj piłkarze podnoszący ręce, nie wiadomo po co, wszak sędzia widzi, który wybił. Przy każdym karnym, czerwonej kartce, faulu w pobliżu pola karnego dziesięciu piłkarzy biegnie do sędziego: "Panie, to nie tak było". Sędzia powinien zaś odpowiedzieć: "No tak, sorry, wcale nie zagrałeś piłki ręką pięć metrów od mojej twarzy, a tak w ogóle to nic nie widziałem". I git. Wszyscy zadowoleni. No chyba że niezadowoleni piłkarze wcale nie rozmawiają o spornym zagraniu, tylko biegną, żeby powiedzieć: "Przez jebanego franka mam dwa razy większą ratę kredytu", "Ostatnie kursy złota niszczą mój domowy budżet, nie mam na skarpetki dla dzieci" albo "Żona od dwóch miesięcy nie chodzi ze mną do łóżka. Myśli pan, panie sedzio, że mnie zdradza?". Ani chybi. Czy ktoś kiedyś widział arbitra zmieniającego decyzję po rozmowie z piłkarzami? Ja nie. Po konsultacji z liniowymi lub bramkowymi może tak, ale nigdy z piłkarzami. Więc po ch*j? Nie wiem. Może kiedyś się dowiem.
Ostatni bastion zasady fair play, to wybicie na aut i oddanie piłki.
Gdzie Eric Cantona? Gdzie "Joga bonito" ("Graj pięknie" w języku brazylijskim bodajże)
Najlepsze, co na tym Euro miało miejsce, to gra naszej reprezentacji, z których możemy być dumni, i doping Islandzkich kibiców.
Na koniec na pocieszenie mam to:
https://www.youtube.com/watch?v=w7HvE64eUhI
Ole!
Ja jednak nie o ekonomii, polityce czy pajac... posłach, lecz o sporcie, a raczej tym, co zeń zostało.
Wczoraj po meczu pokusiłem się o stwierdzenie tak głębokie, jakby jego autorem był sam Paulo Coelho, mianowicie: "Piłka nożna to ch*j".
Dlaczego?
Przy dogrywce prawie zasnąłem. To raz. Mecze są obecnie nudne jak obrady Sejmu. Wszystko jest do bólu taktyczne, obrona ściśnięta jak zwieracze przy biegunce. Nikt nie chce popełnić błędu, drużyny wymieniają miliony podań, które wiodą donikąd. Setki dośrodkowań na wysokiego/niskiego/jakiegokolwiek napastnika, a nuż mu się ode łba odbije i wpadnie do bramki. Nie ma szczególnie wyrafinowanych dryblingów a la Maradona (którego personalnie nie lubię, bo dupek), albowiem jeśli tylko zawodnik przebiegnie z piłką więcej niż dziesięć metrów, to dostaje kosę, żeby dalej już nie biegł. Bo piłka może przejść, zawodnik już nie. Kurwa mać. Teraz walkę o piłkę wygrywa nie ten, który lepiej gra, tylko ten, który jest silniejszy, bo zwyczajnie tego pierwszego odepchnie. To tak ma to teraz wyglądać? Że wygrywa silniejszy fizycznie, a nie bardziej uzdolniony?
Co dalej, wielki turniej może wygrać drużyna, która gówno gra od samego meczu otwarcia. Wystarczy, że będzie miała fuksa. Portugalczycy mieli fuksa w grupie, że w ogóle wyszli. Gdyby Węgrzy się mocniej spięli i wygrali 3:2, to Portugalia pojechałaby do domu. Gdyby Sanches nie trafił w nogę Krychowiaka, to my byśmy byli w półfinale. Mecz z Walią był jedynym chyba normalnym ich spotkaniem, bo finał... komedia pomyłek i patologia. Strzelec bramki powinien wylecieć za 2 żółte kartki jeszcze w regulaminowym czasie gry. Odkąd wszedł, jedyne, co robił, to symulowanie fauli, wywracanie się bez powodu, faulowanie oponentów, nie wspominając o żółtej kartce, którą zamiast niego dostał Laurent Koscielny. Sędzia telewizorem z odtwarzaną powtórką powinien dostać w mordę. Kolejna rzecz - bezpardonowy faul Payeta, który eliminuje C. Ronaldo z meczu. Można się z niego śmiać, ale mi było go żal. Ambitny facet, chciał się wykazać, a tymczasem przez durne zagranie rywala nie było mu to dane. Wygrali, ok, krwiak z nogi zejdzie, ok, ale stracił coś więcej.
Wielu meczy nie oglądałem, ale z tych, które widziałem, cztery skończyły się po dogrywce, w tym trzy w rzutach karnych. Jeśli tak ma to wyglądać, to po co biegać? Niech od razu strzelają karne i po sprawie. Najlepiej po jednym, a nie po pięć. Kto pierwszy zjebie, przegrywa. Proste.
Dalej, aktorstwo godne Oskara. Myślę, że po każdym takim turnieju powinny być takowe nagrody rozdawane, np. brunatna piłka. Swoją nominację dam Joao Moutinho, który rewelacyjnie udał, że dostał nogą w twarz. Fakt, noga Francuza uniesiona za wysoko i nieczyste zagranie,bezdyskusyjnie, ale dyskusyjna była reakcja Portugalczyka, który koniecznie musiał wywrócić się na boisko, a potem przez resztę meczu trzymał się za ryj, żeby wszyscy widzieli, jak go boli. Nie wychodził z roli, brawo. Drugi Daniel Day-Lewis.
Końcówka meczu po golu - tragedia. Portugalczycy wywracający się po każdym najmniejszym kontakcie fizycznym z przeciwnikiem. Bramkarz leżący na piłce jak na żonie. Taniec z piłką w rogu boiska. Wyjazd Pepe przez cały plac gry, żeby tylko piłka leciała jak najdłużej. Przy spornym aucie obaj piłkarze podnoszący ręce, nie wiadomo po co, wszak sędzia widzi, który wybił. Przy każdym karnym, czerwonej kartce, faulu w pobliżu pola karnego dziesięciu piłkarzy biegnie do sędziego: "Panie, to nie tak było". Sędzia powinien zaś odpowiedzieć: "No tak, sorry, wcale nie zagrałeś piłki ręką pięć metrów od mojej twarzy, a tak w ogóle to nic nie widziałem". I git. Wszyscy zadowoleni. No chyba że niezadowoleni piłkarze wcale nie rozmawiają o spornym zagraniu, tylko biegną, żeby powiedzieć: "Przez jebanego franka mam dwa razy większą ratę kredytu", "Ostatnie kursy złota niszczą mój domowy budżet, nie mam na skarpetki dla dzieci" albo "Żona od dwóch miesięcy nie chodzi ze mną do łóżka. Myśli pan, panie sedzio, że mnie zdradza?". Ani chybi. Czy ktoś kiedyś widział arbitra zmieniającego decyzję po rozmowie z piłkarzami? Ja nie. Po konsultacji z liniowymi lub bramkowymi może tak, ale nigdy z piłkarzami. Więc po ch*j? Nie wiem. Może kiedyś się dowiem.
Ostatni bastion zasady fair play, to wybicie na aut i oddanie piłki.
Gdzie Eric Cantona? Gdzie "Joga bonito" ("Graj pięknie" w języku brazylijskim bodajże)
Najlepsze, co na tym Euro miało miejsce, to gra naszej reprezentacji, z których możemy być dumni, i doping Islandzkich kibiców.
Na koniec na pocieszenie mam to:
https://www.youtube.com/watch?v=w7HvE64eUhI
Ole!
Komentarze
Prześlij komentarz