Polacy z nielicznymi wyjątkami narzekają na polityków, że są tacy, śmiacy i owacy. Ale pomyślmy, z czego to wynika?
Cofnijmy się w czasie o kilka stuleci, gdy sejmiki dopiero nabierały kształtu. Z wioski przyjeżdżał poseł i miał coś załatwić, podkreślam - coś załatwić. Załatwił? Dobrze. Nie załatwił? Trudno, nie wyszło, następnym razem nie pojedzie. Dał dupy i przehulał dietę na dziwki i wino? Po powrocie dostawał konkretny wpierdziel, albo przezornie wolał nie wracać w ogóle.
A co mamy teraz?
Kampania, kiełbasa wyborcza, setki obietnic, których nikt nie ma zamiaru spełniać, a jeżeli już muszą, to robią to tak, by nic nie uległo zmianie. Skandale, korupcja, afery, kozaczenie i nawet w mordę takiemu nie można dać. Gówno robią i biorą za to kupę kasy oficjalnie, a jeszcze więcej nieoficjalnie.
Zadajmy wspólnie jedno bardzo konkretne pytanie - dlaczego oni? Dlaczego akurat właśnie te osoby zasiadają w sejmowych ławach? Co ich wyróżnia? Jakieś szczególne zdolności? Kompetencje? Wykształcenie?
Nie. Ci ludzie zainwestowali mnóstwo hajsu, by pokazać wszem i wobec swoją mordę, by być kojarzonym przez naród.
Chciałbym dzisiaj zadać pytanie głosującym na np. Sheuring-Wielgus albo Lubnauer, dlaczego zagłosowali właśnie na nie? Po co? Jaki te panie mają pomysł na zrobienie czegokolwiek dobrego?
Przyznaję, nie brałem udziału w wyborach parlamentarnych. Nie miałem odpowiedniego kandydata/ugrupowania, a głosowanie przeciwko komuś jest bez sensu. Przypuszczam, że nawet gdybym miał odpowiedniego kandydata, i nawet jeżeli dostałby się do Sejmu, to zapewne gówno by zrobił.
Idą tam i robią politykę. Czyli właściwie co? Czym obecnie jest polityka? Na moje oko politykę stanowi wytykanie błędów, negacja wszystkiego, co robi druga strona, obśmiewanie przeciwników, a kto robi to lepiej, ten wygrywa wybory. Tylko co nam, narodowi, to daje? Nic. Co mi po tym, że ten czy tamten poseł zajebiście pocisnął innego posła? W jaki sposób zmienia to moje życie na lepsze?
Przykładowa sytuacja - do Sejmu trafia projektu ustawy. Niezależnie od jego treści PiS będzie za/przeciw a PO dokładnie po przeciwnej stronie. I się kłócą. O co? Po co?
Większość "polityków" świetnie robi z siebie idiotów. To jedno im wychodzi.
Dlaczego doszło do takiego stanu? Bo nikt nikogo za nic nie rozlicza. Poseł idzie na kadencje, bierze hajsy, czasem podniesie rękę, czasem będzie jakiś skandal, bo posuwa asystentkę, mając żonę, bo zawinął półtora miliona, bo opierdolił obiad wart minimalną krajową itd. ale co z tego? Dopóki ma immunitet, może robić, co mu się żywnie podoba. Dopóki naród tego nie ukróci, nic w Polsce nie zmieni się na lepsze.
Żeby nie było, że potrafię tylko mówić: "Jest źle", a nie podaję rozwiązania, mam kilka pomysłów:
1. Zamiast oddawać nic nie warty głos na mordę/nazwisko, wyborca powinien podpisać z danym kandydatem umowę o reprezentowanie interesów. Kto zbierze więcej takowych podpisów, wygrywa i idzie do Sejmu. W umowie kandydat zaznacza, do czego będzie dążył, i w przypadku, gdy mu się to nie uda, utraci mandat. Jeżeli wyborcy uznają, że kandydat się nie sprawdza, i będą w stanie to udowodnić, kandydat utraci mandat. Jeżeli będzie uczestnikiem skandalu obyczajowego albo afery - utraci mandat.
2. Kandydat musi mieć kompetencje do piastowania konkretnego stanowiska, np. w komisji transportu nie może siedzieć osoba, która nie ma zielonego pojęcia o spedycji (luźny przykład) a w komisji infrastruktury ktoś bez studiów inżynierskich.
3. To nie Sejm głosuje nad daną ustawą, lecz obywatele, których ustawa będzie dotyczyć. Niech pielęgniarki zadecydują, czy chcą się poddać ustaleniom ustawy o służbie pielęgniarskiej.
4. Aby uniknąć chodzenia na kadencję do koryta, poseł będzie otrzymywał stałe wynagrodzenie w wysokości powiedzmy trzech minimalnych krajowych bez zwolnień z ZUS-u i podatku. Sejm nie będzie miał wpływu na wysokość minimalnej krajowej.
5. Każdy większy wydatek danego posła/komisji/sejmu ogółem wymagał będzie zgody wyborców, którzy nań głosowali. To samo tyczy się nagród.
Cofnijmy się w czasie o kilka stuleci, gdy sejmiki dopiero nabierały kształtu. Z wioski przyjeżdżał poseł i miał coś załatwić, podkreślam - coś załatwić. Załatwił? Dobrze. Nie załatwił? Trudno, nie wyszło, następnym razem nie pojedzie. Dał dupy i przehulał dietę na dziwki i wino? Po powrocie dostawał konkretny wpierdziel, albo przezornie wolał nie wracać w ogóle.
A co mamy teraz?
Kampania, kiełbasa wyborcza, setki obietnic, których nikt nie ma zamiaru spełniać, a jeżeli już muszą, to robią to tak, by nic nie uległo zmianie. Skandale, korupcja, afery, kozaczenie i nawet w mordę takiemu nie można dać. Gówno robią i biorą za to kupę kasy oficjalnie, a jeszcze więcej nieoficjalnie.
Zadajmy wspólnie jedno bardzo konkretne pytanie - dlaczego oni? Dlaczego akurat właśnie te osoby zasiadają w sejmowych ławach? Co ich wyróżnia? Jakieś szczególne zdolności? Kompetencje? Wykształcenie?
Nie. Ci ludzie zainwestowali mnóstwo hajsu, by pokazać wszem i wobec swoją mordę, by być kojarzonym przez naród.
Chciałbym dzisiaj zadać pytanie głosującym na np. Sheuring-Wielgus albo Lubnauer, dlaczego zagłosowali właśnie na nie? Po co? Jaki te panie mają pomysł na zrobienie czegokolwiek dobrego?
Przyznaję, nie brałem udziału w wyborach parlamentarnych. Nie miałem odpowiedniego kandydata/ugrupowania, a głosowanie przeciwko komuś jest bez sensu. Przypuszczam, że nawet gdybym miał odpowiedniego kandydata, i nawet jeżeli dostałby się do Sejmu, to zapewne gówno by zrobił.
Idą tam i robią politykę. Czyli właściwie co? Czym obecnie jest polityka? Na moje oko politykę stanowi wytykanie błędów, negacja wszystkiego, co robi druga strona, obśmiewanie przeciwników, a kto robi to lepiej, ten wygrywa wybory. Tylko co nam, narodowi, to daje? Nic. Co mi po tym, że ten czy tamten poseł zajebiście pocisnął innego posła? W jaki sposób zmienia to moje życie na lepsze?
Przykładowa sytuacja - do Sejmu trafia projektu ustawy. Niezależnie od jego treści PiS będzie za/przeciw a PO dokładnie po przeciwnej stronie. I się kłócą. O co? Po co?
Większość "polityków" świetnie robi z siebie idiotów. To jedno im wychodzi.
Dlaczego doszło do takiego stanu? Bo nikt nikogo za nic nie rozlicza. Poseł idzie na kadencje, bierze hajsy, czasem podniesie rękę, czasem będzie jakiś skandal, bo posuwa asystentkę, mając żonę, bo zawinął półtora miliona, bo opierdolił obiad wart minimalną krajową itd. ale co z tego? Dopóki ma immunitet, może robić, co mu się żywnie podoba. Dopóki naród tego nie ukróci, nic w Polsce nie zmieni się na lepsze.
Żeby nie było, że potrafię tylko mówić: "Jest źle", a nie podaję rozwiązania, mam kilka pomysłów:
1. Zamiast oddawać nic nie warty głos na mordę/nazwisko, wyborca powinien podpisać z danym kandydatem umowę o reprezentowanie interesów. Kto zbierze więcej takowych podpisów, wygrywa i idzie do Sejmu. W umowie kandydat zaznacza, do czego będzie dążył, i w przypadku, gdy mu się to nie uda, utraci mandat. Jeżeli wyborcy uznają, że kandydat się nie sprawdza, i będą w stanie to udowodnić, kandydat utraci mandat. Jeżeli będzie uczestnikiem skandalu obyczajowego albo afery - utraci mandat.
2. Kandydat musi mieć kompetencje do piastowania konkretnego stanowiska, np. w komisji transportu nie może siedzieć osoba, która nie ma zielonego pojęcia o spedycji (luźny przykład) a w komisji infrastruktury ktoś bez studiów inżynierskich.
3. To nie Sejm głosuje nad daną ustawą, lecz obywatele, których ustawa będzie dotyczyć. Niech pielęgniarki zadecydują, czy chcą się poddać ustaleniom ustawy o służbie pielęgniarskiej.
4. Aby uniknąć chodzenia na kadencję do koryta, poseł będzie otrzymywał stałe wynagrodzenie w wysokości powiedzmy trzech minimalnych krajowych bez zwolnień z ZUS-u i podatku. Sejm nie będzie miał wpływu na wysokość minimalnej krajowej.
5. Każdy większy wydatek danego posła/komisji/sejmu ogółem wymagał będzie zgody wyborców, którzy nań głosowali. To samo tyczy się nagród.
Komentarze
Prześlij komentarz