Podejrzewam, że znakomita większość Polaków zna ten cytat, i film, w którym owe słowa padają.
W naszym kraju przyjęło się uważać zachodnie za lepsze. Dlaczego? Czemu samochody tylko niemieckie, romantycy tylko we Francji, a Ameryka to niedościgniony ideał państwowości i wszelkich wartości, za którym to musimy gnać, jak charty na wyścigach za sztucznym królikiem?
Podejrzewam, że nie bez znaczenia jest tutaj polska przekorność. Przez prawie pięćdziesiąt lat zmuszano Polaków, by myśleli, że najlepsze jest wszystko, co wschodnie, radzieckie konkretnie. Polacy, jak to my, owszem, przytakiwali, "Tak, tak, towarzyszu . Naturalnie wołgi są o klasę lepsze od rolls royce'ów i Lincolnów", ale w duchu zaklinali "towarzyszy"", żeby diabli ich wzięli razem z ich wołgami. W końcu przyszedł rok 1989, odzyskaliśmy suwerenność i prawo decydowania o sobie (a przynajmniej takie idee rozgłoszono) i ciemiężony przez lata naród tyłkiem odwrócił się na wschód i ze łzami nadziei w oczach patrzy na Zachód przez duże "Z". Bo zachodnie lepsze. To nic, że w większości trafiamy na badziewie produkowane w Chinach, bo tak Amerykanom taniej wychodzi. Grunt, że badziewie przyjechało zza Wielkiej Wody. Lub chociaż zza Małej Wody, która zwie się Kanał la Manche. Albo chociaż zza rzeczki, czyli zza Odry. Najważniejsze, że STAMTĄD.
Tym sposobem mamy całą masę audi, volkswagenów i BMW, bo ktoś życzliwy zabił polski przemysł motoryzacyjny. Sprowadzamy leciwe myśliwce, bo ktoś życzliwy puścił fabrykę samolotów za śmieszne pieniądze. Sprowadzamy statki, no bo przecież nie można utrzymać trzech świetnych w swoim czasie stoczni. Po co produkować statki, skoro można ogłosić przetarg, poupychać kasę po kieszeniach i cieszyć się, że mamy amerykańskie łajby? Sprowadzamy praktycznie wszystko, co tylko się da, w zamian oddając fachowców i pieniądze podatników. Ktoś na szczycie naszego państwa ma łeb do interesów, jak słowo daję. Pusty łeb, trzeba dodać.
Najbardziej w ostatnim czasie zabolała mnie wiadomość, że Perła, piwo, które przez lata uważałem za polskie, należy w większości do koncernu Marconia Enterprises.
Nie to jednak mnie denerwuje w tej chwili. Zaszczytne miano The most annoying shit wędruje do... wzorowanych na zagranicznych programów TV. O ile samo ich oglądanie w rzeczywistości mnie nie drażni, to do pasji mnie doprowadza idea kopiowania wszystkiego, cokolwiek jest popularne gdzieś indziej. W telewizji rzecz jasna, bo w kwestiach bezrobocia, absurdów życia codziennego, płac, korupcji i lekceważenia narodu jesteśmy wyjątkowo oryginalni i tutaj to inni mogą się na nas wzorować.
Tym sposobem produkowaliśmy bądź produkujemy takie perełki, jak:
- Must be the music. Tylko muzyka - konkurs śpiewacki. Większość widzów oczekuje nie występów uczestników, tylko jadowitych komentarzy jurorów. Dodatkowo ostatnio za kulisami pojawił się pewien kwiatek, a mianowicie uczestnicy z wyrazem rozanielenia na twarzach wcinali zapiekanki produkcji sponsora. Dobrze, że sponsorem nie jest Regina lub Velvet, bo nie chciałbym tego oglądać,
- Mam talent - czyli kolejny konkurs śpiewacki w naszym kraju z przerwami dla jajcarzy (jak np. pan, który jadł bigos) i innych utalentowanych ludzi, głównie tancerzy. Trzecia edycja spowodowała mnóstwo żalu i rozpaczy, gdyż miast Kamila Bednarka zwyciężyła dziewczynka, Magda Welc. Cóż, rzeczywistość weryfikuje, bowiem dziewczynki nigdzie nie widać, a Bednarek robi karierę; program na licencji brytyjskiego Got talent,
- X-factor - chyba nie muszę pisać,
- Idol - j/w,
- The voice of Poland - program emitowany w Polsce, ale przecież nazwa musi być po angielsku. W przeciwnym razie tępy polaczek może nie załapać, że to zagramaniczne show,
- Bar - nie chce mi się tego komentować, oparty na programach w innych krajach o tej samej nazwie,
- Big brother - j/w,
- Gwiazdy tańczą na lodzie - program, którego największą gwiazdą, bynajmniej nie tańczącą na lodzie, była Doda. Jak wiecie, Doda musi być największą gwiazdą, gdziekolwiek się pojawi, więc idea programu nieco się wypaczyła. Dodatkowo irytowały niezwykle jednorodne i jednostajne opinie zawodowej sędziny łyżwiarstwa figurowego, pani Marii Zuchowicz, zdaniem której każdy program (za wyjątkiem Przemysława Salety) był bardzo trudny; pierwowzór: brytyjskie Dancing on Ice,
- Twoja twarz brzmi znajomo - tutaj akurat jest sporo zabawy, co nie zmienia zagranicznych korzeni show. Pierwowzór: Your face sounds familiar,
- Warsaw shore - niektórzy zapisują jako "Warsaw whore", ale "W" jest tuż obok "S" na klawiaturze, więc pomyłkę można zrozumieć. Co to jest? Bazuje na amerykańskim Ekipa z New Jersey, wygląda mniej więcej, jakby przesłanie tego show brzmiało: "Patrzcie na tych pięknych ludzi, wpadajcie w kompleksy, pozbądźcie się mózgów i zacznijcie być trendy",
- Jaka to melodia - o dziwo. Licencja amerykańskiego Name that tune,
- Jeden z dziesięciu - do dzisiaj myślałem, że to w pełni polski program, ale byłem w błędzie. Licencja brytyjskiego Fifteen to one,
- Rodzinka.pl - to zabawne, że serial z literkami "pl" w nazwie, nie jest pochodzenia polskiego. Wykorzystuje scenariusz kanadyjskiego Les Parent,
- Świat według Kiepskich - Świat według Bundych,
- Ojciec Mateusz - włoskie Don Mateo,
- Komisarz Alex - Komisarz Rex, austriacki, z takim brzydkim gościem w roli głównej, którego brak urody wynagradzał piękny owczarek niemiecki. W polskiej edycji twórcy postanowili nie zmieniać nawet rasy psa. Bo po co? Przecież tam był owczarek,
- Familiada - wymyślone jako Family Feud. Nie posiadam danych na temat poczucia humoru zagranicznych prowadzących, ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że Karol Strasburger jest polskim wynalazkiem.
Dalej mi się nie chce. Po dzisiejszym researchu mogę strzelać, że zagraniczne pochodzenie ma 70 - 80 % programów nadawanych w "polskiej" telewizji.
Co jest polskie?
Najdziwniejszym odkryciem okazały się chyba Rozmowy w toku. Widać podobieństwo do Jerry'ego Springera i innych programów, do których przyjmowani są przeróżni ludzi, a potem na antenie robi się z nich idiotów. Albo sami robią z siebie idiotów. Albo w rzeczywistości są idiotami. Nieważne. Mimo to nie znalazłem informacji na temat licencji wobec obcokrajowych podmiotów.
Polskie są także niektóre seriale, M jak miłość, Na dobre i na złe, Klan, Złotopolscy itd. Trzeba się po prostu przyglądać końcowym napisom i wypatrywać tam magicznych słów: "Oparte na...".
Dlaczego wystąpiło takie zjawisko?
Po pierwsze, i najważniejsze - dla kasy. Formuła, która sprawdza się za granicą, musi, lub powinna, sprawdzić się tutaj, a przynajmniej ma na to duże szanse.
Po drugie - blokuje się rodzimych twórców. Jeszcze ktoś nie daj Boże zechce krzewić patriotyczne idee, tfu! Zdziwienie mnie ogarnia na myśl o Czasie honoru, serialu o Powstaniu Warszawskim, partyzantce, Polskim Państwie Podziemnym i Armii Krajowej.
Po trzecie - wypychanie polskich pieniędzy za granicę. Od dawna wiadomo, że nie jest ważne, by w Polsce panował dobrobyt, najważniejsze to rozkraść kraj, rozdać znajomym i uszczknąć coś dla siebie.
Dziwi mnie jeszcze regulacja, która nakłada na stacje radiowe obowiązek puszczania muzyki polskiej i zagranicznej w proporcjach 1 : 1. Niby wszystko fajnie, gdyby nie to, że polskie piosenki, klasyki, jak Myslovitz, Perfect, Lady Pank, Kasia Nosowka i inne, lecą przeważnie grubo po północy, kiedy większość naszego narodu śpi. Za dnia zaś eremefki, zetki, toki, trójki katują nas popularnym syfem, który MUSI się nam spodobać, wszak to muzyka POPULARNA.
Szkoda, że żyjemy w kraju, gdzie idee patriotyczne wypiera się nawet w tak podstępny i tani sposób. Nie dość, że telewizja karmi nas otępiającym gównem, to jeszcze musi to być gówno zagraniczne.
W naszym kraju przyjęło się uważać zachodnie za lepsze. Dlaczego? Czemu samochody tylko niemieckie, romantycy tylko we Francji, a Ameryka to niedościgniony ideał państwowości i wszelkich wartości, za którym to musimy gnać, jak charty na wyścigach za sztucznym królikiem?
Podejrzewam, że nie bez znaczenia jest tutaj polska przekorność. Przez prawie pięćdziesiąt lat zmuszano Polaków, by myśleli, że najlepsze jest wszystko, co wschodnie, radzieckie konkretnie. Polacy, jak to my, owszem, przytakiwali, "Tak, tak, towarzyszu . Naturalnie wołgi są o klasę lepsze od rolls royce'ów i Lincolnów", ale w duchu zaklinali "towarzyszy"", żeby diabli ich wzięli razem z ich wołgami. W końcu przyszedł rok 1989, odzyskaliśmy suwerenność i prawo decydowania o sobie (a przynajmniej takie idee rozgłoszono) i ciemiężony przez lata naród tyłkiem odwrócił się na wschód i ze łzami nadziei w oczach patrzy na Zachód przez duże "Z". Bo zachodnie lepsze. To nic, że w większości trafiamy na badziewie produkowane w Chinach, bo tak Amerykanom taniej wychodzi. Grunt, że badziewie przyjechało zza Wielkiej Wody. Lub chociaż zza Małej Wody, która zwie się Kanał la Manche. Albo chociaż zza rzeczki, czyli zza Odry. Najważniejsze, że STAMTĄD.
Tym sposobem mamy całą masę audi, volkswagenów i BMW, bo ktoś życzliwy zabił polski przemysł motoryzacyjny. Sprowadzamy leciwe myśliwce, bo ktoś życzliwy puścił fabrykę samolotów za śmieszne pieniądze. Sprowadzamy statki, no bo przecież nie można utrzymać trzech świetnych w swoim czasie stoczni. Po co produkować statki, skoro można ogłosić przetarg, poupychać kasę po kieszeniach i cieszyć się, że mamy amerykańskie łajby? Sprowadzamy praktycznie wszystko, co tylko się da, w zamian oddając fachowców i pieniądze podatników. Ktoś na szczycie naszego państwa ma łeb do interesów, jak słowo daję. Pusty łeb, trzeba dodać.
Najbardziej w ostatnim czasie zabolała mnie wiadomość, że Perła, piwo, które przez lata uważałem za polskie, należy w większości do koncernu Marconia Enterprises.
Nie to jednak mnie denerwuje w tej chwili. Zaszczytne miano The most annoying shit wędruje do... wzorowanych na zagranicznych programów TV. O ile samo ich oglądanie w rzeczywistości mnie nie drażni, to do pasji mnie doprowadza idea kopiowania wszystkiego, cokolwiek jest popularne gdzieś indziej. W telewizji rzecz jasna, bo w kwestiach bezrobocia, absurdów życia codziennego, płac, korupcji i lekceważenia narodu jesteśmy wyjątkowo oryginalni i tutaj to inni mogą się na nas wzorować.
Tym sposobem produkowaliśmy bądź produkujemy takie perełki, jak:
- Must be the music. Tylko muzyka - konkurs śpiewacki. Większość widzów oczekuje nie występów uczestników, tylko jadowitych komentarzy jurorów. Dodatkowo ostatnio za kulisami pojawił się pewien kwiatek, a mianowicie uczestnicy z wyrazem rozanielenia na twarzach wcinali zapiekanki produkcji sponsora. Dobrze, że sponsorem nie jest Regina lub Velvet, bo nie chciałbym tego oglądać,
- Mam talent - czyli kolejny konkurs śpiewacki w naszym kraju z przerwami dla jajcarzy (jak np. pan, który jadł bigos) i innych utalentowanych ludzi, głównie tancerzy. Trzecia edycja spowodowała mnóstwo żalu i rozpaczy, gdyż miast Kamila Bednarka zwyciężyła dziewczynka, Magda Welc. Cóż, rzeczywistość weryfikuje, bowiem dziewczynki nigdzie nie widać, a Bednarek robi karierę; program na licencji brytyjskiego Got talent,
- X-factor - chyba nie muszę pisać,
- Idol - j/w,
- The voice of Poland - program emitowany w Polsce, ale przecież nazwa musi być po angielsku. W przeciwnym razie tępy polaczek może nie załapać, że to zagramaniczne show,
- Bar - nie chce mi się tego komentować, oparty na programach w innych krajach o tej samej nazwie,
- Big brother - j/w,
- Gwiazdy tańczą na lodzie - program, którego największą gwiazdą, bynajmniej nie tańczącą na lodzie, była Doda. Jak wiecie, Doda musi być największą gwiazdą, gdziekolwiek się pojawi, więc idea programu nieco się wypaczyła. Dodatkowo irytowały niezwykle jednorodne i jednostajne opinie zawodowej sędziny łyżwiarstwa figurowego, pani Marii Zuchowicz, zdaniem której każdy program (za wyjątkiem Przemysława Salety) był bardzo trudny; pierwowzór: brytyjskie Dancing on Ice,
- Twoja twarz brzmi znajomo - tutaj akurat jest sporo zabawy, co nie zmienia zagranicznych korzeni show. Pierwowzór: Your face sounds familiar,
- Warsaw shore - niektórzy zapisują jako "Warsaw whore", ale "W" jest tuż obok "S" na klawiaturze, więc pomyłkę można zrozumieć. Co to jest? Bazuje na amerykańskim Ekipa z New Jersey, wygląda mniej więcej, jakby przesłanie tego show brzmiało: "Patrzcie na tych pięknych ludzi, wpadajcie w kompleksy, pozbądźcie się mózgów i zacznijcie być trendy",
- Jaka to melodia - o dziwo. Licencja amerykańskiego Name that tune,
- Jeden z dziesięciu - do dzisiaj myślałem, że to w pełni polski program, ale byłem w błędzie. Licencja brytyjskiego Fifteen to one,
- Rodzinka.pl - to zabawne, że serial z literkami "pl" w nazwie, nie jest pochodzenia polskiego. Wykorzystuje scenariusz kanadyjskiego Les Parent,
- Świat według Kiepskich - Świat według Bundych,
- Ojciec Mateusz - włoskie Don Mateo,
- Komisarz Alex - Komisarz Rex, austriacki, z takim brzydkim gościem w roli głównej, którego brak urody wynagradzał piękny owczarek niemiecki. W polskiej edycji twórcy postanowili nie zmieniać nawet rasy psa. Bo po co? Przecież tam był owczarek,
- Familiada - wymyślone jako Family Feud. Nie posiadam danych na temat poczucia humoru zagranicznych prowadzących, ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że Karol Strasburger jest polskim wynalazkiem.
Dalej mi się nie chce. Po dzisiejszym researchu mogę strzelać, że zagraniczne pochodzenie ma 70 - 80 % programów nadawanych w "polskiej" telewizji.
Co jest polskie?
Najdziwniejszym odkryciem okazały się chyba Rozmowy w toku. Widać podobieństwo do Jerry'ego Springera i innych programów, do których przyjmowani są przeróżni ludzi, a potem na antenie robi się z nich idiotów. Albo sami robią z siebie idiotów. Albo w rzeczywistości są idiotami. Nieważne. Mimo to nie znalazłem informacji na temat licencji wobec obcokrajowych podmiotów.
Polskie są także niektóre seriale, M jak miłość, Na dobre i na złe, Klan, Złotopolscy itd. Trzeba się po prostu przyglądać końcowym napisom i wypatrywać tam magicznych słów: "Oparte na...".
Dlaczego wystąpiło takie zjawisko?
Po pierwsze, i najważniejsze - dla kasy. Formuła, która sprawdza się za granicą, musi, lub powinna, sprawdzić się tutaj, a przynajmniej ma na to duże szanse.
Po drugie - blokuje się rodzimych twórców. Jeszcze ktoś nie daj Boże zechce krzewić patriotyczne idee, tfu! Zdziwienie mnie ogarnia na myśl o Czasie honoru, serialu o Powstaniu Warszawskim, partyzantce, Polskim Państwie Podziemnym i Armii Krajowej.
Po trzecie - wypychanie polskich pieniędzy za granicę. Od dawna wiadomo, że nie jest ważne, by w Polsce panował dobrobyt, najważniejsze to rozkraść kraj, rozdać znajomym i uszczknąć coś dla siebie.
Dziwi mnie jeszcze regulacja, która nakłada na stacje radiowe obowiązek puszczania muzyki polskiej i zagranicznej w proporcjach 1 : 1. Niby wszystko fajnie, gdyby nie to, że polskie piosenki, klasyki, jak Myslovitz, Perfect, Lady Pank, Kasia Nosowka i inne, lecą przeważnie grubo po północy, kiedy większość naszego narodu śpi. Za dnia zaś eremefki, zetki, toki, trójki katują nas popularnym syfem, który MUSI się nam spodobać, wszak to muzyka POPULARNA.
Szkoda, że żyjemy w kraju, gdzie idee patriotyczne wypiera się nawet w tak podstępny i tani sposób. Nie dość, że telewizja karmi nas otępiającym gównem, to jeszcze musi to być gówno zagraniczne.
Komentarze
Prześlij komentarz