Moi drodzy, kiedy idziecie na zakupy? Z jakiego powodu? Co ma na to wpływ?
Potrzeba.
Tutaj odwołam się do piramidy potrzeb Masłowa. http://lifementor.pl/wp-content/uploads/2011/05/maslov.jpg
Na samym dole są te fizjologiczne - jedzenie, wydalanie, sen. Kupujecie więc chleb, sedes i łóżko. Logiczne. Ewentualnie chleb pieczecie sami, z desek zbijacie sławojkę, a śpicie na sienniku. Nieważne. Grunt że potrzeby zaspokojone.
Co dalej, potrzeba bezpieczeństwa. Co nam ją daje? Praca, dom, rodzina. W poszukiwaniu pracy pomogą nam pośrednicy i portale ogłoszeniowe, firm budowlanych jest do wypęku, a rodzina? Niby można samemu się o nią postarać, ale po co, skoro jest tyle poradników uwodzenia i doradców życiowych?
Dalej, przynależność. Jej brak oznacza samotność, ta z kolei wiedzie do depresji i w konsekwencji do śmierci. Co zrobić, by to nie nastąpiło? Och, rozwiązań jest cała masa, a nasi ulubieni producenci już zadbają o to, byśmy zainwestowali w odpowiednie produkty. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale żeby przynależeć do grupy, trzeba coś kupić, bez tego ani rusz. Idziemy więc do fryzjera i robimy sobie pedalską grzywkę, kupujemy rurki, wielgachne buty i kaszkietówkę z prostym daszkiem, której noszenie jeszcze dziesięć lat temu oznaczało infamię i spalenie towarzyskie. Pamiętam dobrze swoją czapkę z logo Chicago Bulls, której daszek zgiąłem i włożyłem na całą noc do metalowego kubka, by ten kształt się utrwalił. Gdybym wyszedł z domu w czapce z prostym daszkiem, do końca życia miałbym etykietkę cioty. A teraz hańbą nie jest ani prosty daszek, ani bycie gejem. Przeciwnie. Ale nie o tym rzecz. W zależności od tego, do jakiej grupy społecznej chcemy należeć, musimy nabyć (niezwłocznie!) określony zestaw dóbr. Ich brak spowoduje społeczne wykluczenie i przynależność do grupy nic nie znaczących, szarych biedaków.
Potem mamy potrzebę uznania. Dlatego dążymy do czegoś wielkiego, sami chcemy być wielcy. Domagamy się szacunku i braw. Jedni kończą studia z wyróżnieniem, inni udzielają się charytatywnie, jeszcze inni pracują na szacunek w inny sposób. Dla tych, którym Bozia dała jedynie dużo pieniędzy, jest droga na skróty.
KUPUJCIE!
I tacy ludzie kupują markowy garnitur, drogi zegarek, lansiarski samochód i tuzin innych do niczego nie potrzebnych rzeczy, by tylko zyskać uznanie. Moi drodzy, taki zakup nie czyni Was lepszymi ludźmi. Bogaty dupek, który kupi sobie bajerancką furę, jest nadal tym samym dupkiem bogatszym jedynie o cztery kółka. "Fajny samochód" to nie są słowa uznania.
Na końcu są potrzeby samorealizacji. Tutaj pokuszę się o stwierdzenie, że w tej dziedzinie producenci różnego szajsu niewiele mają do powiedzenia. W teorii. W praktyce bowiem funkcjonuje coś takiego, jak sztuczne kreowanie potrzeb. Jeżeli dany potencjalny klient nie pragnie danej rzeczy, trzeba mu wytłumaczyć, że jej potrzebuje.
Prosty schemat:
- Masz kota? Potrzebujesz karmę.
- Kot sra? Potrzebujesz kuwety.
- Masz kuwetę dla kota? A w niej co? Trociny? Ziemię? Piasek? Ocipiałeś? Kot potrzebuje specjalistycznego żwirku, żeby mógł się wysrać. Inaczej gówno z tego będzie.
- Gdzie kot śpi? Na parapecie? No co ty. Potrzebujesz specjalnego siedziska dla niego. Jak możesz dopuścić do tego, że kot śpi na parapecie?
- Kot domowy? Nie? Chodzi po dworze? No co ty?! Kto to widział, żeby kot chodził swoimi ścieżkami? Potrzebujesz uprzęży dla zwierzaka.
- Kot drapie meble? Potrzebujesz specjalnego pieńka lub drapaka, gdzie mógłby ostrzyć pazury. Najlepiej pójść do kociej kosmetyczki i zrobić mu manicure.
- Ma długą sierść? Koniecznie trzeba ją myć. Potrzebujesz szamponu, odżywki, grzebienia... i koniecznie regularnych wizyt u kociej kosmetyczki.
- Nie ma sierści? Przecież zmarznie! Zdechnie! Potrzebujesz sweterka. Najlepiej kilku.
- Sterylizowany? No to nie może jeść normalnego żarcia dla kotów. Potrzebuje żarcia dla wysterylizowanych kotów.
Można tak w nieskończoność. Chciałeś/aś mieć kota, a wracasz do domu ze zwierzakiem i połową sklepu zoologicznego w bagażniku.
Kuźwa, zastanawiam się, co koty jadły przez miliony lat ewolucji, gdy nie było karmy? Jak srały, kiedy nie było kuwet? Gdzie spały, zanim człowiek wynalazł siedziska? Jak żyły, jeśli nikt ich nie czesał i nie kąpał? Czy to nie jest niepojęte?
Telewizor. Sąsiad kupił TV, 48 cali. Wielkie bydlę, które kosztowało dużo pieniędzy. A ty? Ja możesz pozwolić na to, żeby sąsiad miał większego? Tzn... większy? Idziesz i bierzesz na raty - bo Cię nie stać - pięćdziesięciocalowe bydlę. Jeszcze większe. Siadasz i gapisz się weń z niepohamowaną satysfakcją, jakby o te pięć centymetrów urósł Ci penis, a nie ekran.
A ty, kobieto? Widziałaś tę długonogą piękność w krótkiej spódniczce? Też chcesz taka być, prawda? Idź i kup ją, zanim kupi ktoś inny. To jedyne trzy stówki. Tak, załóż ją i idź na miasto. Masz grube, krzywe nogi? To nic. Ważne, że kupiłaś spódniczkę za trzy stówki.
Szczerze? Mógłbym wymienić jeszcze co najmniej kilka podobnych przykładów, ale mi się nie chce. Zwyczajne lenistwo. Rozejrzyjcie się. Ile rzeczy macie naokoło siebie? A ilu z nich NAPRAWDĘ potrzebujecie? Ile kupiliście, bo trafiła się okazja? Ile z nich po przyniesieniu do domu stoi i obrasta kurzem? Ilu zakupów żałowaliście?
Otwórzcie oczy z łaski swojej.
Potrzeba.
Tutaj odwołam się do piramidy potrzeb Masłowa. http://lifementor.pl/wp-content/uploads/2011/05/maslov.jpg
Na samym dole są te fizjologiczne - jedzenie, wydalanie, sen. Kupujecie więc chleb, sedes i łóżko. Logiczne. Ewentualnie chleb pieczecie sami, z desek zbijacie sławojkę, a śpicie na sienniku. Nieważne. Grunt że potrzeby zaspokojone.
Co dalej, potrzeba bezpieczeństwa. Co nam ją daje? Praca, dom, rodzina. W poszukiwaniu pracy pomogą nam pośrednicy i portale ogłoszeniowe, firm budowlanych jest do wypęku, a rodzina? Niby można samemu się o nią postarać, ale po co, skoro jest tyle poradników uwodzenia i doradców życiowych?
Dalej, przynależność. Jej brak oznacza samotność, ta z kolei wiedzie do depresji i w konsekwencji do śmierci. Co zrobić, by to nie nastąpiło? Och, rozwiązań jest cała masa, a nasi ulubieni producenci już zadbają o to, byśmy zainwestowali w odpowiednie produkty. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale żeby przynależeć do grupy, trzeba coś kupić, bez tego ani rusz. Idziemy więc do fryzjera i robimy sobie pedalską grzywkę, kupujemy rurki, wielgachne buty i kaszkietówkę z prostym daszkiem, której noszenie jeszcze dziesięć lat temu oznaczało infamię i spalenie towarzyskie. Pamiętam dobrze swoją czapkę z logo Chicago Bulls, której daszek zgiąłem i włożyłem na całą noc do metalowego kubka, by ten kształt się utrwalił. Gdybym wyszedł z domu w czapce z prostym daszkiem, do końca życia miałbym etykietkę cioty. A teraz hańbą nie jest ani prosty daszek, ani bycie gejem. Przeciwnie. Ale nie o tym rzecz. W zależności od tego, do jakiej grupy społecznej chcemy należeć, musimy nabyć (niezwłocznie!) określony zestaw dóbr. Ich brak spowoduje społeczne wykluczenie i przynależność do grupy nic nie znaczących, szarych biedaków.
Potem mamy potrzebę uznania. Dlatego dążymy do czegoś wielkiego, sami chcemy być wielcy. Domagamy się szacunku i braw. Jedni kończą studia z wyróżnieniem, inni udzielają się charytatywnie, jeszcze inni pracują na szacunek w inny sposób. Dla tych, którym Bozia dała jedynie dużo pieniędzy, jest droga na skróty.
KUPUJCIE!
I tacy ludzie kupują markowy garnitur, drogi zegarek, lansiarski samochód i tuzin innych do niczego nie potrzebnych rzeczy, by tylko zyskać uznanie. Moi drodzy, taki zakup nie czyni Was lepszymi ludźmi. Bogaty dupek, który kupi sobie bajerancką furę, jest nadal tym samym dupkiem bogatszym jedynie o cztery kółka. "Fajny samochód" to nie są słowa uznania.
Na końcu są potrzeby samorealizacji. Tutaj pokuszę się o stwierdzenie, że w tej dziedzinie producenci różnego szajsu niewiele mają do powiedzenia. W teorii. W praktyce bowiem funkcjonuje coś takiego, jak sztuczne kreowanie potrzeb. Jeżeli dany potencjalny klient nie pragnie danej rzeczy, trzeba mu wytłumaczyć, że jej potrzebuje.
Prosty schemat:
- Masz kota? Potrzebujesz karmę.
- Kot sra? Potrzebujesz kuwety.
- Masz kuwetę dla kota? A w niej co? Trociny? Ziemię? Piasek? Ocipiałeś? Kot potrzebuje specjalistycznego żwirku, żeby mógł się wysrać. Inaczej gówno z tego będzie.
- Gdzie kot śpi? Na parapecie? No co ty. Potrzebujesz specjalnego siedziska dla niego. Jak możesz dopuścić do tego, że kot śpi na parapecie?
- Kot domowy? Nie? Chodzi po dworze? No co ty?! Kto to widział, żeby kot chodził swoimi ścieżkami? Potrzebujesz uprzęży dla zwierzaka.
- Kot drapie meble? Potrzebujesz specjalnego pieńka lub drapaka, gdzie mógłby ostrzyć pazury. Najlepiej pójść do kociej kosmetyczki i zrobić mu manicure.
- Ma długą sierść? Koniecznie trzeba ją myć. Potrzebujesz szamponu, odżywki, grzebienia... i koniecznie regularnych wizyt u kociej kosmetyczki.
- Nie ma sierści? Przecież zmarznie! Zdechnie! Potrzebujesz sweterka. Najlepiej kilku.
- Sterylizowany? No to nie może jeść normalnego żarcia dla kotów. Potrzebuje żarcia dla wysterylizowanych kotów.
Można tak w nieskończoność. Chciałeś/aś mieć kota, a wracasz do domu ze zwierzakiem i połową sklepu zoologicznego w bagażniku.
Kuźwa, zastanawiam się, co koty jadły przez miliony lat ewolucji, gdy nie było karmy? Jak srały, kiedy nie było kuwet? Gdzie spały, zanim człowiek wynalazł siedziska? Jak żyły, jeśli nikt ich nie czesał i nie kąpał? Czy to nie jest niepojęte?
Telewizor. Sąsiad kupił TV, 48 cali. Wielkie bydlę, które kosztowało dużo pieniędzy. A ty? Ja możesz pozwolić na to, żeby sąsiad miał większego? Tzn... większy? Idziesz i bierzesz na raty - bo Cię nie stać - pięćdziesięciocalowe bydlę. Jeszcze większe. Siadasz i gapisz się weń z niepohamowaną satysfakcją, jakby o te pięć centymetrów urósł Ci penis, a nie ekran.
A ty, kobieto? Widziałaś tę długonogą piękność w krótkiej spódniczce? Też chcesz taka być, prawda? Idź i kup ją, zanim kupi ktoś inny. To jedyne trzy stówki. Tak, załóż ją i idź na miasto. Masz grube, krzywe nogi? To nic. Ważne, że kupiłaś spódniczkę za trzy stówki.
Szczerze? Mógłbym wymienić jeszcze co najmniej kilka podobnych przykładów, ale mi się nie chce. Zwyczajne lenistwo. Rozejrzyjcie się. Ile rzeczy macie naokoło siebie? A ilu z nich NAPRAWDĘ potrzebujecie? Ile kupiliście, bo trafiła się okazja? Ile z nich po przyniesieniu do domu stoi i obrasta kurzem? Ilu zakupów żałowaliście?
Otwórzcie oczy z łaski swojej.
Komentarze
Prześlij komentarz