Zmodyfikowałem nieco zdanie, którym za dzieciaka kończyłem modlitwę.
Nawiązuję tutaj do koncernów farmaceutycznych, które, produkując przeróżne remedia i medykamenty, usiłują nas leczyć.
Widziałem niedawno broszurkę na temat trądziku. Jak go leczyć?
Iść do dermatologa, wziąć receptę i kupić leki!
Leki, leki, leki.
To magiczne słowo przewijało się w krótkim tekście jak "amen" w pacierzu. Dlaczego leki? Sam miałem trądzik (i nadal zdarza mi się nań cierpieć, lecz już nie tak, jak kiedyś), chodziłem do dermatologa, brałem leki i co? I kupa. Pół roku terapii psu w dupę. Żadnej poprawy, a po maści, która miała wybielić blizny, stały się czerwone jak świeża malinka.
Nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił podczas mojej podróży do Zamościa pekaesem, gdzie miałem przyjemność usiąść obok specjalistki od... medycyny estetycznej. Pierwsze moje pytanie: "Co z trądzikiem?".
Poleciła mi tutaj zabieg, który powtarza się czterokrotnie, kosztuje ok. 400 zł za jeden raz i usuwa problem na dobre. Jego nazwy - zabijcie mnie! - nie pomnę. Wiele razy siadałem do Internetu, szukałem i nic.
Drugim podobno skutecznym sposobem poleconym mi przez cenioną niegdyś lekarkę jest autoszczepionka. Kosztuje mnie, bo ok. 100 zł, zabieg wykonują kliniki, w każdym większym mieście powinna się takowa znajdować. Lekarze pobierają wymazy i przygotowują zindywidualizowaną szczepionkę dla każdego z osobna.
Słyszeliście o tym? Czytaliście? Ktokolwiek Wam o tym mówił?
Wątpię. Gdybyście znali te sposoby, nie kupowalibyście badziewnych leków na trądzik.
Tak samo sprawa ma się z prostymi chorobami. Jakiś czas temu cierpiałem na przewlekły kaszel, byłem u trzech różnych lekarzy, którzy przepisali mi trzy różne syropy. Żaden nie pomógł. Pomogła dopiero czwarta pani doktor, która stwierdziła, że to infekcja wirusowa, trzeba poleżeć tydzień i się oszczędzać, innej rady nie ma.
K!@#!a mać. Piłem trzy paskudne syropy, które mi nie pomogły, jeszcze musiałem za nie zapłacić, by się dowiedzieć, że jedyne, co muszę zrobić, to wskoczyć w wyro i tkwić tam aż do ozdrowienia? To lekarze mają mnie leczyć, czy robić w jajo?
Wtedy popadłem w zadumę - jak to? Jeden kaszel, jedna schorzenie, a milion leków? Zauważyłem, że nigdy w życiu - NIGDY! - nie dostałem dwa razy tego samego syropu. Nigdy. No to jak to tak? Raz działają, a raz nie? Po jakiego diabła na rynku tyle syropów, skoro niektóre z nich pomagają, a inne już nie?
Doznałem olśnienia. Wszystkie pomagają, mniej lub bardziej, ale wszystkich naraz nie kupimy, dlatego koncerny farmaceutyczne walczą o nasze względy. Ludziom, ciemnej masie z pieniędzmi, ciężko wytłumaczyć, który syrop, preparat, lek jest obiektywnie najlepszy, udowodnienie tego graniczy z cudem, bo ludzkość jest tępa jak kant cegły, więc reklamy i zwykłe przekonywanie to nie wszystko. Trzeba pójść krok dalej.
Do gabinetów lekarzy.
Idzie taki przedstawiciel i mówi tak: "Sprzedawaj pan nasz specyfik, to dostaniesz pan stówkę". To tylko przykład, pewnie odbywa się to inaczej, ale działa dokładnie na tej zasadzie. Lekarze za przepisywanie konkretnych leków otrzymują prowizję, niekiedy, jeżeli sytuacja nie jest zbyt poważna, najpierw dają aptekom i koncernom zarobić, a dopiero potem nas leczą.
Co zabawne, prezes jednego z koncernów miał powiedzieć: "Pacjent wyleczony, to klient stracony". Sceptycy i przeciwnicy teorii spiskowych usiłują obalić ten mit, twierdząc, że spisek musiałby angażować rzesze ludzi, mnóstwo pieniędzy itd., że to w ogóle jest niemożliwe.
Czy aby na pewno? A może ktoś chce, żebyśmy tak właśnie myśleli?
"Czy wiecie, że… - koncerny farmaceutyczne wydają ponad 35 tys. euro (więcej niż 50 tys. dolarów) rocznie na jednego lekarza, by dany lekarz przepisywał ich produkty? - ponad 75% czołowych naukowców w dziedzinie medycyny jest opłacanych przez przemysł farmaceutyczny? - w niektórych przypadkach leki zostają dopuszczone i wprowadzone na rynek dzięki korupcji? - branża farmaceutyczna wynajduje nowe choroby i prowadzi działania marketingowe, by zwiększyć sprzedaż, a tym samym wartość akcji firm produkujących leki? - koncerny farmaceutyczne coraz częściej biorą na celownik dzieci?" ("Skutek uboczny śmierć. Czy wiesz jakie leki łykasz" Johna Virapena).
Prawda? Nie wiem, i są ludzie, którzy zadbają o to, bym się nie dowiedział.
Według teorii, która najbardziej do mnie przemawia, leki pomagają, ale nigdy nie leczą do końca. Gdyby nie nasza wrodzona odporność, prawdopodobnie stale bylibyśmy chorzy.
Teoria spiskowa? Być może.
Ale co w sytuacji, gdy to prawda?
Nawiązuję tutaj do koncernów farmaceutycznych, które, produkując przeróżne remedia i medykamenty, usiłują nas leczyć.
Widziałem niedawno broszurkę na temat trądziku. Jak go leczyć?
Iść do dermatologa, wziąć receptę i kupić leki!
Leki, leki, leki.
To magiczne słowo przewijało się w krótkim tekście jak "amen" w pacierzu. Dlaczego leki? Sam miałem trądzik (i nadal zdarza mi się nań cierpieć, lecz już nie tak, jak kiedyś), chodziłem do dermatologa, brałem leki i co? I kupa. Pół roku terapii psu w dupę. Żadnej poprawy, a po maści, która miała wybielić blizny, stały się czerwone jak świeża malinka.
Nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił podczas mojej podróży do Zamościa pekaesem, gdzie miałem przyjemność usiąść obok specjalistki od... medycyny estetycznej. Pierwsze moje pytanie: "Co z trądzikiem?".
Poleciła mi tutaj zabieg, który powtarza się czterokrotnie, kosztuje ok. 400 zł za jeden raz i usuwa problem na dobre. Jego nazwy - zabijcie mnie! - nie pomnę. Wiele razy siadałem do Internetu, szukałem i nic.
Drugim podobno skutecznym sposobem poleconym mi przez cenioną niegdyś lekarkę jest autoszczepionka. Kosztuje mnie, bo ok. 100 zł, zabieg wykonują kliniki, w każdym większym mieście powinna się takowa znajdować. Lekarze pobierają wymazy i przygotowują zindywidualizowaną szczepionkę dla każdego z osobna.
Słyszeliście o tym? Czytaliście? Ktokolwiek Wam o tym mówił?
Wątpię. Gdybyście znali te sposoby, nie kupowalibyście badziewnych leków na trądzik.
Tak samo sprawa ma się z prostymi chorobami. Jakiś czas temu cierpiałem na przewlekły kaszel, byłem u trzech różnych lekarzy, którzy przepisali mi trzy różne syropy. Żaden nie pomógł. Pomogła dopiero czwarta pani doktor, która stwierdziła, że to infekcja wirusowa, trzeba poleżeć tydzień i się oszczędzać, innej rady nie ma.
K!@#!a mać. Piłem trzy paskudne syropy, które mi nie pomogły, jeszcze musiałem za nie zapłacić, by się dowiedzieć, że jedyne, co muszę zrobić, to wskoczyć w wyro i tkwić tam aż do ozdrowienia? To lekarze mają mnie leczyć, czy robić w jajo?
Wtedy popadłem w zadumę - jak to? Jeden kaszel, jedna schorzenie, a milion leków? Zauważyłem, że nigdy w życiu - NIGDY! - nie dostałem dwa razy tego samego syropu. Nigdy. No to jak to tak? Raz działają, a raz nie? Po jakiego diabła na rynku tyle syropów, skoro niektóre z nich pomagają, a inne już nie?
Doznałem olśnienia. Wszystkie pomagają, mniej lub bardziej, ale wszystkich naraz nie kupimy, dlatego koncerny farmaceutyczne walczą o nasze względy. Ludziom, ciemnej masie z pieniędzmi, ciężko wytłumaczyć, który syrop, preparat, lek jest obiektywnie najlepszy, udowodnienie tego graniczy z cudem, bo ludzkość jest tępa jak kant cegły, więc reklamy i zwykłe przekonywanie to nie wszystko. Trzeba pójść krok dalej.
Do gabinetów lekarzy.
Idzie taki przedstawiciel i mówi tak: "Sprzedawaj pan nasz specyfik, to dostaniesz pan stówkę". To tylko przykład, pewnie odbywa się to inaczej, ale działa dokładnie na tej zasadzie. Lekarze za przepisywanie konkretnych leków otrzymują prowizję, niekiedy, jeżeli sytuacja nie jest zbyt poważna, najpierw dają aptekom i koncernom zarobić, a dopiero potem nas leczą.
Co zabawne, prezes jednego z koncernów miał powiedzieć: "Pacjent wyleczony, to klient stracony". Sceptycy i przeciwnicy teorii spiskowych usiłują obalić ten mit, twierdząc, że spisek musiałby angażować rzesze ludzi, mnóstwo pieniędzy itd., że to w ogóle jest niemożliwe.
Czy aby na pewno? A może ktoś chce, żebyśmy tak właśnie myśleli?
"Czy wiecie, że… - koncerny farmaceutyczne wydają ponad 35 tys. euro (więcej niż 50 tys. dolarów) rocznie na jednego lekarza, by dany lekarz przepisywał ich produkty? - ponad 75% czołowych naukowców w dziedzinie medycyny jest opłacanych przez przemysł farmaceutyczny? - w niektórych przypadkach leki zostają dopuszczone i wprowadzone na rynek dzięki korupcji? - branża farmaceutyczna wynajduje nowe choroby i prowadzi działania marketingowe, by zwiększyć sprzedaż, a tym samym wartość akcji firm produkujących leki? - koncerny farmaceutyczne coraz częściej biorą na celownik dzieci?" ("Skutek uboczny śmierć. Czy wiesz jakie leki łykasz" Johna Virapena).
Prawda? Nie wiem, i są ludzie, którzy zadbają o to, bym się nie dowiedział.
Według teorii, która najbardziej do mnie przemawia, leki pomagają, ale nigdy nie leczą do końca. Gdyby nie nasza wrodzona odporność, prawdopodobnie stale bylibyśmy chorzy.
Teoria spiskowa? Być może.
Ale co w sytuacji, gdy to prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz