Dużo ostatnio mówi się o strajkujących pielęgniarkach. Dlaczego strajk? Cóż, zbyt niskie zarobki w stosunku do nakładu pracy przeważnie. Roboty jest kupę w nieregularnych godzinach, nigdy nie wiesz, na co trafisz, musisz się użerać z problemami, na które inni wolą być ślepi. Wcale się nie dziwię. Osobiście też chciałbym zarabiać więcej.
W czym problem? Czemu pielęgniarki nie mogą dostać podwyżki? Znajdują się w strefie budżetowej, więc ich pensje są wypłacane z budżetu państwa. Budżet państwa zaś nie lubi wydawać pieniędzy, a przynajmniej nie na rzeczy, na które nie chce wydawać pieniędzy. Zasadniczo wcale bym się nie obraził, gdyby moje, i innych Polaków, podatki przeznaczono na podwyżki dla pielęgniarek. Kiedyś, jeśli przyjdzie mi trafić do szpitala, chciałbym trafić na miłą panią, która jest zadowolona z tego, co robi, i ile za to zarabia. Niestety, funduszy na to nie ma, szpitale są zadłużone, polska służba zdrowia jest przedmiotem kpin, a tymczasem miliony fruną do kieszeni urzędników państwowych za nagrody, odprawy, premie i cholera wie, co jeszcze.
Spodziewam się niebawem również protestów nauczycieli, że zarabiają za mało. Też im się nie dziwię. Bądź co bądź, każdy z nas uważa, że ma najgorzej na świecie. Mniejsza o samotną matkę trójki dzieci, która na umowie śmieciowej zarobi połowę minimalnej krajowej. Jej sytuację ratuje jedynie 500+, które też nie wiadomo jak długo się utrzyma.
Myślę, że całkiem niezłym rozwiązaniem byłaby prywatyzacja zarówno służby zdrowia, jak i szkolnictwa. Gdyby prywatne podmioty miały za zadanie zająć się tymi aspektami życia, to w ich interesie leżałaby jakość świadczonych usług, i rentowność. Odciążyłoby to też budżet państwa. To zaś, co przeznaczamy na składki zdrowotne i w podatkach na szkolnictwo, przeznaczyć by można na prywatne sektory tychże działalności.
Czemu to się nie zmieni? Bardzo dobre pytanie.
W czym problem? Czemu pielęgniarki nie mogą dostać podwyżki? Znajdują się w strefie budżetowej, więc ich pensje są wypłacane z budżetu państwa. Budżet państwa zaś nie lubi wydawać pieniędzy, a przynajmniej nie na rzeczy, na które nie chce wydawać pieniędzy. Zasadniczo wcale bym się nie obraził, gdyby moje, i innych Polaków, podatki przeznaczono na podwyżki dla pielęgniarek. Kiedyś, jeśli przyjdzie mi trafić do szpitala, chciałbym trafić na miłą panią, która jest zadowolona z tego, co robi, i ile za to zarabia. Niestety, funduszy na to nie ma, szpitale są zadłużone, polska służba zdrowia jest przedmiotem kpin, a tymczasem miliony fruną do kieszeni urzędników państwowych za nagrody, odprawy, premie i cholera wie, co jeszcze.
Spodziewam się niebawem również protestów nauczycieli, że zarabiają za mało. Też im się nie dziwię. Bądź co bądź, każdy z nas uważa, że ma najgorzej na świecie. Mniejsza o samotną matkę trójki dzieci, która na umowie śmieciowej zarobi połowę minimalnej krajowej. Jej sytuację ratuje jedynie 500+, które też nie wiadomo jak długo się utrzyma.
Myślę, że całkiem niezłym rozwiązaniem byłaby prywatyzacja zarówno służby zdrowia, jak i szkolnictwa. Gdyby prywatne podmioty miały za zadanie zająć się tymi aspektami życia, to w ich interesie leżałaby jakość świadczonych usług, i rentowność. Odciążyłoby to też budżet państwa. To zaś, co przeznaczamy na składki zdrowotne i w podatkach na szkolnictwo, przeznaczyć by można na prywatne sektory tychże działalności.
Czemu to się nie zmieni? Bardzo dobre pytanie.
Komentarze
Prześlij komentarz