Od dawna zastanawiam się nad tym, dlaczego jako posiadacz telefonu komórkowego w taryfie Mix jestem traktowany jak śmie... niewspółmiernie z posiadaczem umowy abonamentowej. Zachodziłem w głowę całymi dniami, czemu płacąc tyle samo każdego miesiąca, co posiadacz abonamentu, mam rażąco niższe profity. Ktoś z abonamentem dostaje każdego miesiąca pakiet darmowych minut, SMS-ów do wszystkich sieci i Internet za frajer albo za grosze, a ja muszę za wszystko bulić.
Por que?
Otóż dlatego, że (mój operator chyba czyta mi w myślach) klient w Mixie w każdej chwili może zerwać umowę. Właśnie przez to można mieć go w dupie, ot, jak w piosence: "Jesteś, to jesteś, a jak Cię nie ma, to też niewielki kram". Jako taki klient mam nałożoną smycz, ale dosyć luźno, więc mogę się z niej urwać.
Tak się szczęśliwie składa, że pisałem pracę magisterską na temat zarządzania relacjami z klientem, i takie traktowanie klienta jest poważnym błędem. Kara umowna sprawia, że klient w Mixie, jest tzw. "więźniem". Trwa przy przedsiębiorcy, bo musi, ale odejdzie, gdy tylko nadarzy się okazja. Dodatkowo każdemu znajomemu będzie opowiadał o tym, jaki to przedsiębiorca jest zły, robił antyreklamę. 20 % klientów generuje 80 % dochodu, a w czasach, gdy jest na rynku taka konkurencja, przedsiębiorca nie może, nie powinien pozwalać sobie na utratę klienta. Cóż, Plus ma ponad 3 mld kapitału zakładowego, więc chyba mimo to może sobie na to pozwolić.
Klient z abonamentem nie ma tak lekko, nie bardzo może zrobić "ciach" i spokój, a jeśli zechce się odciąć, musi zapłacić za pozostałe okresy rozliczeniowe. Jego smycz jest gruba, dobrze założona, a zerwanie się z niej boli. Finansowo.
Co jeszcze, infolinia. Siedlisko niewolników. Nigdy, proszę Was, nie denerwujcie się na konsultanta. Ci ludzie mają zszargane nerwy i to nie jest ich wina, że nie ma Internetu. Nie wkurzajcie się też, jeżeli dzwonią co chwilę z zapytaniem: "Czy rozmawiam z właścicielem telefonu?". Taka praca. To tak, jak mieć pretensje do śmieciarza, że zabiera śmieci. Wnerwiają mnie ludzie, którzy opowiadają, jak to nawrzucali babie z Orange, aż się rozłączyła.
Chwała bohaterom!
Ale pomyśl o tym, telefoniczny herosie, że ta nieszczęsna kobieta dostaje prykaz z góry, że pod taki i taki numer ma zadzwonić, a jak tego nie zrobi, to leci z roboty.
Jeszcze jedno, najciekawsze. Komu choć raz zrypał się Internet, ten słyszał ścieżkę samodzielnej naprawy. "Proszę zrestartować router". "Proszę podłączyć na czysto". "Proszę sprawdzić w Menedżerze urządzeń, czy komputer wykrywa kartę sieciową" itd. Jak nie wyjdzie, przysyłają technika. Jest jednak pewien magiczny moment, o którym większość z Was nigdy się nie dowie. Bywają sytuacje, gdzie infrastruktura nie pozwala na naprawienie awarii - za mało serwerów, za mała moc przerobowa, brak nadajnika, za niska przepustowość gdzieś tam itd. Generalnie trzeba włożyć w innowację kilka milionów, żebyś, wielce skrzywdzony kliencie, odzyskał Internet.
Ale konsultant tego nie powie :)
Por que?
Otóż dlatego, że (mój operator chyba czyta mi w myślach) klient w Mixie w każdej chwili może zerwać umowę. Właśnie przez to można mieć go w dupie, ot, jak w piosence: "Jesteś, to jesteś, a jak Cię nie ma, to też niewielki kram". Jako taki klient mam nałożoną smycz, ale dosyć luźno, więc mogę się z niej urwać.
Tak się szczęśliwie składa, że pisałem pracę magisterską na temat zarządzania relacjami z klientem, i takie traktowanie klienta jest poważnym błędem. Kara umowna sprawia, że klient w Mixie, jest tzw. "więźniem". Trwa przy przedsiębiorcy, bo musi, ale odejdzie, gdy tylko nadarzy się okazja. Dodatkowo każdemu znajomemu będzie opowiadał o tym, jaki to przedsiębiorca jest zły, robił antyreklamę. 20 % klientów generuje 80 % dochodu, a w czasach, gdy jest na rynku taka konkurencja, przedsiębiorca nie może, nie powinien pozwalać sobie na utratę klienta. Cóż, Plus ma ponad 3 mld kapitału zakładowego, więc chyba mimo to może sobie na to pozwolić.
Klient z abonamentem nie ma tak lekko, nie bardzo może zrobić "ciach" i spokój, a jeśli zechce się odciąć, musi zapłacić za pozostałe okresy rozliczeniowe. Jego smycz jest gruba, dobrze założona, a zerwanie się z niej boli. Finansowo.
Co jeszcze, infolinia. Siedlisko niewolników. Nigdy, proszę Was, nie denerwujcie się na konsultanta. Ci ludzie mają zszargane nerwy i to nie jest ich wina, że nie ma Internetu. Nie wkurzajcie się też, jeżeli dzwonią co chwilę z zapytaniem: "Czy rozmawiam z właścicielem telefonu?". Taka praca. To tak, jak mieć pretensje do śmieciarza, że zabiera śmieci. Wnerwiają mnie ludzie, którzy opowiadają, jak to nawrzucali babie z Orange, aż się rozłączyła.
Chwała bohaterom!
Ale pomyśl o tym, telefoniczny herosie, że ta nieszczęsna kobieta dostaje prykaz z góry, że pod taki i taki numer ma zadzwonić, a jak tego nie zrobi, to leci z roboty.
Jeszcze jedno, najciekawsze. Komu choć raz zrypał się Internet, ten słyszał ścieżkę samodzielnej naprawy. "Proszę zrestartować router". "Proszę podłączyć na czysto". "Proszę sprawdzić w Menedżerze urządzeń, czy komputer wykrywa kartę sieciową" itd. Jak nie wyjdzie, przysyłają technika. Jest jednak pewien magiczny moment, o którym większość z Was nigdy się nie dowie. Bywają sytuacje, gdzie infrastruktura nie pozwala na naprawienie awarii - za mało serwerów, za mała moc przerobowa, brak nadajnika, za niska przepustowość gdzieś tam itd. Generalnie trzeba włożyć w innowację kilka milionów, żebyś, wielce skrzywdzony kliencie, odzyskał Internet.
Ale konsultant tego nie powie :)
Komentarze
Prześlij komentarz