Czasy współczesne nie uznają prawdy, bowiem prawda może zniszczyć system. Prawda, zwłaszcza bolesna dla narodu, a niewygodna dla władzy, może stać się zarzewiem rewolucji i całkowicie zmienić układ sił. Dopiero w momencie, gdy kłamstwo dojrzeje wespół z kłamcą, gdy kości kłamcy obrócą się w proch - wtedy szwindle wychodzą na jaw. Wtedy władza może powiedzieć: "To nie my, to on". Martwi nie mogą się bronić.
Weźmy na początek sprawę Dreyfusa. Oskarżyli go, zrobili pokazowy proces, a kiedy z człowieka nie było czego zbierać, otrzymał zaszczyt rehabilitacji. Dalej.
Na prawdę o Katyniu, oficjalną prawdę, świat czekał ponad pół wieku. Zdarzenie miało miejsce w 1940 r., a dopiero po upadku ZSRR przyznano: "Tak, to była zbrodnia obozu stalinowskiego". Dlaczego prawda wyszła na jaw? Bo odpowiedni ludzie byli albo martwi, albo bezpieczni i poza podejrzeniami. Dodatkowo na korzyść systemu działał fakt, że można było powiedzieć: "To nie my, to ZSRR, a my jesteśmy Rosja".
Tak samo sprawa ma się z nazistami. "To nie my, to nie Niemcy, lecz naziści". Głupio byłoby Niemcom, bo jeszcze nie nazistom, przypominać, kto wybrał Hitlera na kanclerza. Ale nieważne, grunt, że to naziści.
Podobnie u nas, wszystko można zwalić na PRL. To nic, że wielu z tych, którzy dzisiaj krzyczą: "To wina komunistów!", posiadało legitkę partii i kapowało. Ot, paradoks, teraz obrzucają błotem sami siebie. Ale mogą, od komuny dzieli nas gruba krecha, co było, to było, było minęło, mleko się rozlało, co było, a nie jest... i tak dalej.
Za jakiś czas polski system padnie, mam nadzieję, na glebie użyźnionej jego truchłem wykwitnie nowy twór polityczny, który z dumą będzie wrzeszczał: "To wszystko wina PO!". I połowa tych dumnych będzie skrupulatnie zapominać o swojej przeszłości w strukturach tej partii tak, jak Janusz Radek nie chce, by pamiętano, że śpiewał w zespole Gównoprawda.
Tak samo w Rosji, znowu będzie rewolucja, jakimś republikom pozwolą się oddzielić dla alibi, zmienią nazwę na Federację Wschodniorosyjską i powiedzą: "To nie my! To Rosja! To te świry od Putina". Sam Putin pewnie sfinguje śmierć, albo po prostu zniknie, i dokona żywota w wygodnej willi gdzieś na końcu świata, gdzie paparazzi zamiast zarobić milion baksów za zdjęcie życia, mogą zarobić kulkę.
A wtedy po tym wszystkim, za te 70 - 100 lat ktoś wyciągnie brudy po Rosji, po współczesnej Polsce i inne, ogłosi się mężem opatrznościowym i podbije sobie słupki, żeby móc wciskać ludziom nową ściemę.
Weźmy na początek sprawę Dreyfusa. Oskarżyli go, zrobili pokazowy proces, a kiedy z człowieka nie było czego zbierać, otrzymał zaszczyt rehabilitacji. Dalej.
Na prawdę o Katyniu, oficjalną prawdę, świat czekał ponad pół wieku. Zdarzenie miało miejsce w 1940 r., a dopiero po upadku ZSRR przyznano: "Tak, to była zbrodnia obozu stalinowskiego". Dlaczego prawda wyszła na jaw? Bo odpowiedni ludzie byli albo martwi, albo bezpieczni i poza podejrzeniami. Dodatkowo na korzyść systemu działał fakt, że można było powiedzieć: "To nie my, to ZSRR, a my jesteśmy Rosja".
Tak samo sprawa ma się z nazistami. "To nie my, to nie Niemcy, lecz naziści". Głupio byłoby Niemcom, bo jeszcze nie nazistom, przypominać, kto wybrał Hitlera na kanclerza. Ale nieważne, grunt, że to naziści.
Podobnie u nas, wszystko można zwalić na PRL. To nic, że wielu z tych, którzy dzisiaj krzyczą: "To wina komunistów!", posiadało legitkę partii i kapowało. Ot, paradoks, teraz obrzucają błotem sami siebie. Ale mogą, od komuny dzieli nas gruba krecha, co było, to było, było minęło, mleko się rozlało, co było, a nie jest... i tak dalej.
Za jakiś czas polski system padnie, mam nadzieję, na glebie użyźnionej jego truchłem wykwitnie nowy twór polityczny, który z dumą będzie wrzeszczał: "To wszystko wina PO!". I połowa tych dumnych będzie skrupulatnie zapominać o swojej przeszłości w strukturach tej partii tak, jak Janusz Radek nie chce, by pamiętano, że śpiewał w zespole Gównoprawda.
Tak samo w Rosji, znowu będzie rewolucja, jakimś republikom pozwolą się oddzielić dla alibi, zmienią nazwę na Federację Wschodniorosyjską i powiedzą: "To nie my! To Rosja! To te świry od Putina". Sam Putin pewnie sfinguje śmierć, albo po prostu zniknie, i dokona żywota w wygodnej willi gdzieś na końcu świata, gdzie paparazzi zamiast zarobić milion baksów za zdjęcie życia, mogą zarobić kulkę.
A wtedy po tym wszystkim, za te 70 - 100 lat ktoś wyciągnie brudy po Rosji, po współczesnej Polsce i inne, ogłosi się mężem opatrznościowym i podbije sobie słupki, żeby móc wciskać ludziom nową ściemę.
Komentarze
Prześlij komentarz